Oryginalnie nazywana Puebla de los Angeles [inaczej Ciudad de los Angeles], czyli po prostu Miasto Aniołów, dzisiejsza meksykańska Puebla słynie nie tylko z ponad 1000 budynków w stylu kolonialnym czy aż 70 kościołów i położenia w otoczeniu wulkanów, ale również z wyjątkowych smaków lokalnej kuchni! Jeśli usłyszycie gdzieś o kurczaku w czekoladzie (mole poblano) albo papryce nadziewanej różnymi składnikami i polanej jasnym sosem posypanym granatem (chiles en nogada), to wierzcie nam, mowa tutaj właśnie o kuchni regionu Puebla, którego stolicą jest miasto o tej samej nazwie liczące ponad 1,5 miliona ludności. Mało tego, Miasto Aniołów położone jest na wysokości niemal 2200m n.p.m. i jest pierwszym miastem kolonialnym Meksyku. Wg legendy jego założycielowi (w 1531r.), biskupowi Julianowi Garces przyśniły się anioły. Układ ulic miasta został rzekomo wytyczony precyzyjnie przez orszak tychże aniołów. Jedną z potocznych nazw miasta jest też meksykański Watykan jako, że w mieście jest najwięcej kościołów przypadających na jednego mieszkańca.
Niezaprzeczalnie Puebla jest pod wieloma względami wyjątkowa. W naszej intensywnej podróży spędziliśmy w niej tylko 2 dni i naszym głównym celem była oczywiście lokalna kuchnia! Wyjątkowość miasta i regionu nie oznacza, że wszystko nam smakowało. Tak naprawdę okazało się, że to, czego najbardziej chcieliśmy spróbować i było najbardziej charakterystyczne wypadło bardzo średnio smakowo.
Poniżej cała lista naszego MENU PUEBLI:)
- MOLE POBLANO – kurczak w sosie czekoladowym lekko pikantnym to pierwsze danie z jakim kojarzy się każdemu Puebla; mimo, że nie pokochaliśmy się z nim nadal uważamy, że nie powinno się opuszczać miasta bez spróbowania go! Danie ogółem nie jest tanie. Nam udało się je zjeść w miarę przystępnej cenie czyli 140 pesos (28zł). Do kurczaka podano pomarańczowy ryż i tacos. Jak można określić smak? Po prostu dziwny. Musicie sami spróbować. Kuduk sam robi potrawy w czekoladzie i da się je polubić, natomiast tutaj coś ewidentnie nie zaiskrzyło. Inną opcją może być dla Was PIPIAN VERDE (opcja kurczaka w zielonym sosie) lub PIPIAN ROJO (kurczak w czerwonym sosie). Miejsce: Comal – Cocina de Antojo
- CHILES EN NOGADA – nazwa powinna wskazywać na papryki, a nie jedną, a jednak jest serwowana jedna duża papryka, a w środku ma masę składników warzywnych jak i trochę mięsa, natomiast całość polana jest sosem mleczno-orzechowym i posypana granatem i lokalną zieleniną; mówi się, że to danie kolorystycznie nawiązuje do flagi meksykańskiej, natomiast jeśli chodzi o smak.. – przede wszystkim jest bardzo łagodne, takie bez wyrazu, a wiadomo – w Meksyku spodziewaliśmy się pikanterii w każdym najdrobniejszym wydaniu. Danie jest niesamowicie syte, ale też nie kosztuje mało. Ceny w restauracjach naprawdę odstraszają, szukaliśmy więc jakiejś małej knajpki i na przeciwko targu z rękodziełem El Parian wpadliśmy do niepozornej knajpy prowadzonej przez 2 kobietki. Cena dania: 150 pesos (30zł/ w wielu miejscach spodziewajcie się minimum 2 razy tyle!).
- SOPA POBLANA – charakterystyczna zupa regionu zrobiona z łagodnej zielonej lokalnej papryki (chile poblano), warzyw, z żółtej kukurydzy, lokalnego sera, przygotowana na rosole (caldo de pollo); któż inny jak nie Kuduk, pochłaniacz wszelkich zup, rzucił się pierwszy, żeby ją skosztować! Zdecydowanie zupa na łagodne podniebienia. Cena: 49 pesos (9zł). Miejsce: Comal – Cocina de Antojo
- CEMITAS [pełna nazwa: CEMITAS POBLANAS] – to nic innego jak lokalny wypasiony ”fast-food” [hiszp. comida rapida] czyli burgery w stylu poblano, które sycą jak żadna inna potrawa na miejscu! A gdzie zjecie najlepsze? Na targu El Carmen czyli Mercado del Carmen! Jak wejdziecie pod zadaszoną część targu trzeba kierować się do miejsca, którego na pewno nie pominiecie – jest tam dużo ludzi i zamieszania, bo autentycznie znajdujecie się w miejscu, gdzie robią to najlepiej. Cemitas są ogromnymi burgerami, które mają w środku milanesa de puerco (czyli kotlet schabowy), lokalny ser, szynkę, avocado, papryczki i charakterystyczne zielsko zwane PAPALO [które jest lokalną kolendrą jeszcze intensywniejszą niż tą, którą znacie; PAPALO występuje też m.in. w Boliwii]. Do cemitas dostajecie jeszcze talerz z warzywami.. i jak tu potem wstać od stołu? Jak przecież dopełnieniem wszystkiego musi być Corona?..:) Cena 1 ”burgera” to jedyne 40 pesos (8zł). Miejsce: Cemitas Las Poblanitas. My pojawiliśmy się tam zdecydowanie na ostatek (około godz. 12:00).
- QUESADILLAS Z NIEBIESKIEJ KUKURYDZY Z NOPALEM (KAKTUSEM) – absolutny hit naszego kulinarnego wypadu do Puebli odkryliśmy na już wspomnianym lokalnym targu –> Mercado del Carmen. Kiedy już po zjedzeniu cemitas ledwo się poruszaliśmy, jednak na widok dziwnej niebieskiej ”struktury” na grillu jak i smażonych płatów opuncji, nie mogliśmy przejść obojętnie. Większe tacos zrobione z niebieskiej kukurydzy [serio – istnieje taka!] podano nam z avocado, lokalnym serem, smażonym nopalem i mięsem. Do tego oczywiście były sosy dla chętnych. Niebo w gębie! Nawet jak nie mogliśmy już nic wsysnąć, to to przebiło wszystko! Facet z kobitkami ma bardzo skromne niepozorne stoisko, na którym tworzą autentyczną poezję. Cena: 35/40pesos (7-8zł). Miejsce: Antojitos Mau. [Na jednym ze zdjęć możecie podglądnąć też quesadilla z ciemnej kukurydzy.]
- POZOLE – zupa charakterystyczna w tym regionie zrobiona z ziaren kukurydzy zwanej cacahuazintle; podaje się ją z mięsem: do wyboru mamy drób lub wieprzka. No i tradycyjnie Kuduk rzucił się na zupę. Dla mnie nie była ona niczym szczególnym w smaku tak jak sporo kukurydzianych zup z Ameryki Łacińskiej. Cena: 55 pesos (10zł) za małą porcję, 74 pesos (14zł) za dużą porcję. Miejsce: Taqueria & Jugueria przy głównym placu miasta, Zócalo. Swoją drogą to bardzo tani bar w samym centrum, gdzie możecie też siedzieć na zewnątrz z widokiem na Zócalo.
- QUESO FUNDIDO CON CHAMPINONES – mega ciągnący się podany na ciepło lokalny ser z pieczarkami; idealny do tacos i wszelkich podawanych Wam sosów. Potrawa również bardzo kaloryczna, ale trzeba przyznać, że lokalny ser meksykański jest bardzo smaczny. Cena: 78 pesos (14zł). Miejsce to samo: Taqueria & Jugueria przy głównym placu Zócalo.
- CHAPULINES – lokalne przekąski w postaci chrupiących jak chipsy koników polnych, świerszczy i innych insektów w wersji konkretnie pikantnej to przede wszystkim specjalność regionu Oaxaca, ale tutaj też je znajdziecie m.in. na targu El Parian. Cena: 35 pesos (6zł) za sporą porcję.
- ROMPOPE – widoczny na zdjęciu powyżej likier jajeczny (w tym przypadku marki Santa Ines) bardzo przypomina bardzo dobrze nam znany polski likier. Skusiłam się na niego w Nevados restauracji z pięknym widokiem na katedrę zaraz przy Zócalo. Tylko chyba wzięłam za dużą porcję (!). Było tak słodkie, że nie mogłam dopić. Oprócz tego skosztowaliśmy ciasta kukurydzianego z lodami. Z innych wersji podawania rompope możecie natrafić na deser z brzoskwiniami w likierze (niestety my dostaliśmy brzoskwinie z puszki) w knajpce na przeciwko targu El Parian.
- CAMOTES – lokalne słodkości kupicie praktycznie wszędzie i w różnych smakach. Kierując się w stronę targu z rękodziełami El Parian po drodze miniecie wiele sklepików z pamiątkami, likierami i słodkościami. W ramach ścisłości camotes to tak naprawdę słodkie ziemniaki, a nazwa cukierków pochodzi właśnie od ich głównego składnika.
- MEZCAL – czyli główny alkohol regionu ma smak bimbru, dlatego ciężko się nam go piło. Niby pomarańcza z chilli miała pomóc, ale krzywiło mordę 😛 Dlatego jednak pozostaliśmy wierni tequili i Coronie:)
Z innych opcji kulinarnych na miejscu w Puebli można było wszędzie spróbować TACOS ARABES czyli takiego ”lokalnego kebaba” na styl meksykański. Poza tym z napojów lekko wyskokowych oprócz likieru jajecznego rompope była też podobnie wyglądająca PASITA również o różnych smakach. Nasze żołądki po 2 dniach i jadłospisie, przez który właśnie przeszliście nie były już w stanie więcej pomieścić 😛 [Dodamy tylko, że najtańsze opcje w mieście oprócz pysznego jedzenia na targu to dania dnia za 70 pesos (14zł). Oferta przemknęła nam przed oczami jak przechadzaliśmy się naokoło Zócalo blisko barów i restauracji z ogródkami. Może uda Wam się je dorwać:)]
A JAK OGÓŁEM WSPOMINAMY TO KOLOROWE KOLONIALNE MIASTO?
Bardzo przyjemnie! Nocleg w pokoju 2-osobowym z łazienką zlokalizowanym niemalw samym centrum zarezerwowaliśmy na bookingu w pensjonacie El Rincón Poblano za 40zł/os/noc. Co do zwiedzania nie przepadamy za zaliczaniem kościołów, ale oczywiście musieliśmy zobaczyć słynną kaplicę różańcową w Convento de Santo Domingo, wejść do największej katedry Puebli i zobaczyć słynną bibliotekę z najstarszymi zbiorami z całej Ameryki Łacińskiej [Biblioteca Palafoxiana]! A nasze migawki ze zwiedzania prezentujemy poniżej:) Znajdziecie tam też magiczne kolorowe uliczki Puebli, słynne miejsce ze skrzydłami na targu rękodzieła El Parian i wiele naszych małych wspomnień:) Miłego oglądania i smacznej podróży do Puebli kiedyś w przyszłości życzymy!