Mamy dla Was kolejną propozycję wypadu na weekend w okolicy Krakowa. Ostatnio pisaliśmy o najbardziej malowniczej słowackiej wiosce – Wilkoliniec, a warto też wiedzieć, że i u nas w Polsce można spotkać podobne, ciekawe miejsce 🙂 Jest nim wioska Zalipie, położona w Małopolsce 70km od Krakowa niedaleko Dąbrowy Tarnowskiej. Co prawda musimy przyznać, że wioska nie urzekła nas aż tak bardzo jak ta słowacka, ale jest pod pewnymi względami jednak wyjątkowa 🙂 Zalipie słynie z domów pomalowanych w kolorowe, kwiatowe wzory, które tworzą niesamowity klimat i sprawiają, że przejeżdżając koło takich gospodarstw ma się ochotę na chwilę zatrzymać i podziwiać te dzieła z bliska. Dlaczego nie można tak właśnie wszędzie sobie podjechać i z bliska przyjrzeć się tym domostwom i przez co kreowany jest ten dystans? Zapraszamy do czytania.
Zalipie zostało rozsławione jako malowana wieś dzięki malarce z tamtych stron, Felicji Curyłowej, która potrafiła swoj talent wykorzystać, żeby rozpromować to miejsce. Artystka zmarła w 1974 roku, a jej malowana zagroda obejmująca oborę, stodołę, chatę z klepiskiem została po jej śmierci przekazana Muzeum Okręgowemu w Tarnowie, i stanowi obecnie jego filię. Oczywiście nie mieliśmy wystarczająco dużo szczęścia i po przyjeździe na miejsce okazało się, że muzeum jest zamknięte od 26 czerwca tego roku aż do końca 2018! Udało się nam więc jedynie zrobić zdjęcia budynków z zewnątrz:
Na przeciwko Zagrody Felicji Curyłowej można również wstąpić do malowanego domu po sądziecku i w nim zobaczyć pomalowane wnętrze:
A ogólnie przejeżdżając przez wioskę ze względu na to, że mieszkańcy jednak boją się przyjezdnych i z braku ufności (nie wiedząc też z kim tak naprawdę mają do czynienia) rzadko kiedy można tak po prostu ”odwiedzić” kogoś, oglądnąć jego gospodarstwo czy poznać bliżej ludzi. Ludzie w większości gospodarstw zamykają bramy i drzwi i wypuszczają psy, żeby mieć przysłowiowy spokój. Z jednej strony wcale nas to nie dziwi, to w końcu ich własność i mają prawo robić z nią co chcą, zwłaszcza, że wieś nie jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, tak jak jest to w przypadku Wilkolińca na Słowacji, przez co symbolicznie wprowadza się opłatę za wstęp na teren tamtej wsi, mieszkańcy mają z tego też profity.
Skąd wiemy, że ludzie się boją i wolą zamykać drzwi przed przyjezdnymi? Odwiedziliśmy również jedno gospodarstwo przesympatycznej Pani, która za symboliczną opłatę opowiedziała nam nieco o wiosce, zwyczajach, dawnych czasach, jak i co się kiedyś robiło, z czego i przy użyciu jakich ”narzędzi”, a i również opowiedziała nam nieco o mieszkańcach Zalipia.
Oprócz muzeum, które jest teraz zamknięte, można również zwiedzić Dom Malarek. Nas szczerze mówiąc bardziej interesowała ”stylizacja” domowa przed dość sporym Domem Malarek niż sama wizyta w tym miejscu:
To, czego się tak naprawdę spodziewaliśmy po przyjeździe do Zalipia nie miało odzwierciedlenia w rzeczywistości: nie było tam kolorowych domów w skupisku, a raczej malowanych domów trzeba bylo wręcz szukać, bo pomiędzy nimi wyrosły nowocześniejsze domy-klocki, jak i nietrudno znaleźć w okolicy całkowicie nowoczesne wille, i to wszystko właśnie naszym zdaniem psuje klimat tego miejsca.. Niestety…
To, co pozostało do dzisiaj to m.in kwiecisty budynek Straży Pożarnej i inne ciekawe budynki:
Można również przespać się w jednym z gospodarstw na miejscu, gdzie powinniście się spodziewać iście wiejskich atrakcji 🙂
To miejsce zdecydowanie dla osób szukających spokoju, odpoczynku w wiejskim stylu i czystego powietrza 🙂 Warto na weekend wybrać się właśnie tutaj, żeby uciec od miejskiego zgiełku i poleniuchować 🙂