W dniu zdobycia DACHU AFRYKI 8 marca 2023r. na naszym facebooku aż wrzało od emocji. Napisałam wtedy:

”WCIĄŻ W TO NIE WIERZĘ, ALE ZROBILIŚMY TO!!!
Musimy dojść do siebie.. Jesteśmy tak WYRĄBANI, że ciężko to opisać. Robert wcześniej odczuwał lekki dyskomfort z oddychaniem, ale teraz po zejściu ze szczytu nie jest wesoło. Zobaczymy co dalej postanowią przewodnicy..
Nie mam zdjęć wspólnych z Robertem z ataku szczytowego. Już Wam wyjaśniam wszystko po kolei:
Po 4-5 godzinach snu zjedliśmy owsiankę o północy, założyliśmy na siebie tyle warstw ubrania ile się tylko da i wyruszyliśmy na szlak. Ciemno jak w d.., zaczęliśmy afrykańskim tempem POLE POLE /czyli POWOLI/ – tak jak się zaleca i robią to wszyscy na takich wysokościach. Ja niestety nie potrafię w POLE POLE, czuję wręcz, że takie tempo osłabia mnie i doprowadza do szybkiego przemęczenia i wychłodzenia, co rozumiał jeden z naszych przewodników, Shafii. Rozdzieliliśmy się. Ja poszłam do przodu szybszym krokiem z Shafiim, a Robert szedł z Renaldem.
Strome przejście z Barafu Camp do Stella Point dawało porządnie w kość (zdjęć brak), a między wysokościami 5100 a 5300m npm nie czułam się najlepiej: mdliło mnie i pobolewał mnie brzuch – wtedy musiałam zwolnić do POLE POLE aż odzyskałam siły. Uniknęłam wymiotów. Moja woda w butli zamarzła, przekąski też – nie dało się przegryźć batonów, bo były twarde jak kamień. Ale termos z herbatą dał radę. Drugi był niestety u Renalda i Roberta, więc byłam zdana na to, co mam.
Ze Stella Point do szczytu jest już łatwo – aż nie do wiary po tym, co doświadcza się na poprzednim odcinku. Ale jest cholernie zimno, dlatego robienie zdjęć to szybki strzał. Kiedy już z daleka widziałam szczyt poryczałam się jak dziecko! Szlochałam głośno i nie mogłam powstrzymać tych emocji!
Do szczytu dochodzi się z Barafu w 7-9 godzin. My z Shafiim doszliśmy w 6
W drodze powrotnej spotkaliśmy Renalda z Robertem. Najgorsze mieli już za sobą, teraz został tylko ostatni odcinek:) […] Trzymajcie kciuki za zdrowie Roberta i za nasze bezpieczne zejście. ” 

Jak widać po opisie z emocjami przekazanymi na gorąco była ekscytacja, było wyczerpanie, był niepokój, były lekkie dolegliwości związane z aklimatyzacją organizmu powyżej 5000m npm, było cholernie zimno [temperatura na szczycie wynosiła minus 14 stopni] i było wzruszająco. Dawno nie odczuwałam tak szerokiej gamy emocji i bodźców podczas jakiegokolwiek wyzwania górskiego podjętego w swoim życiu. A potem? Najdziwniejsze było to, że po wyczerpującym zejściu ze szczytu do obozu Barafu na krótką drzemkę emocje opadły tak drastycznie w dół, że niemal zapomnieliśmy o tym co przeżyliśmy kilka godzin temu. Patrzyliśmy się na siebie z Robertem z lekkim niedowierzaniem czy aby na pewno nam się nie wydawało.. 😀 Położyłam się dosłownie na chwilę w namiocie, żeby odsapnąć. Z namiotu obok dochodził do mnie odgłos ciężkiego oddechu, wyraźnego sapania. To był Robert, który od momentu zejścia ze szczytu nie mógł pozbyć się tego cholerstwa. Po zejściu nie miał ochoty na jedzenie, a tym bardziej na dalszy trekking. Po rozmowie z Shafiim uzgodniliśmy, że tego dnia będziemy nocować w innym campie, położonym wcześniej od tego, do którego mieliśmy się planowo dostać, ze względu na to jak czuł się Robert. W razie braku poprawy następnego dnia już planowaliśmy wizytę u lekarza w Moshi. Na szczęście po nocy w High Campie, do którego w końcu dotarliśmy tego dnia, Robert obudził się jak nowo narodzony, a po sapiącym oddechu nie było ani śladu:) Mało tego, ostatniego dnia przy zejściu do naszego finalnego punktu: Mweka Gate to ja musiałam przyspieszyć, bo dostał takiego power’a, że ledwo go mogłam dogonić:)
JAK PRZEBIEGAŁA CAŁA NASZA TRASA?

Machame Route jest uważany za drugi najtrudniejszy szlak prowadzący na Dach Afryki. Najtrudniejszym szlakiem na Kili jest Umbwe Route, gdyż jest najbardziej stromy i najkrótszy z bardzo niską szansą na właściwą aklimatyzację ze względu na szybkie tempo poruszania się do góry. Nie jest on więc polecany zagranicznym turystom w trosce o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Z kolei najpopularniejszymi i relatywnie łatwymi szlakami są: Marangu oraz Rongai Route mimo, że wskaźnik skuteczności [tzw. success rate] mają najniższy. Machame i Lemosho Route są uważane za najpiękniejsze widokowo, ale wymagają od uczestników pewnej kondycji.

Machame Route, czyli inaczej ”Whiskey” Route to szlak bez specjalnych udogodnień. Śpicie w namiotach najczęściej w minusowych temperaturach, nie macie dostępu do bieżącej wody, ale dostajecie codziennie w misce wodę z górskiego strumienia specjalnie dla Was podgrzaną. Generalnie ekipa dba niesamowicie o Waszą wygodę w takich warunkach zapewniając przepyszne jedzenie [macie kucharza do dyspozycji, który przygotowuje dla Was na świeżo smaczne i syte dania z ryb, mięsa, z ziemniakami, makaronem, ryżem, ze sporą ilością warzyw i owoców] . Macie specjalnie wydzielony namiot na posiłki – ja go nazywałam taką naszą ”mobilną restauracją”:) Nasze 6 dni na szlaku to była autentyczna uczta dla żołądka no i przede wszystkim uczta widokowa dla naszych oczu!

Aby dojść na Kilimandżaro/Kibo/Uhuru Peak 5895m npm musicie pokonać 40km trasy prowadzącej na szczyt, a całą przygodę zaczynacie od wysokości 1800m npm.

Poniżej rozpisałam dla Was czego można spodziewać się każdego dnia w przypadku 6-dniowego trekkingu: jaki jest plan, na jakiej wysokości śpicie, ile czasu macie mniej więcej na pokonanie trasy i podałam wszelkie przydatne informacje.

DZIEŃ 1  –> 11KM TRASY – szacowany czas: 5h [nasz czas” 4,5h]

MACHAME GATE [1800m npm] —> MACHAME CAMP [2835m npm]

Odebrano nas z hotelu w Moshi około godz. 10:00. Do Machame Gate dotarliśmy po 1-1,5h i tam czekaliśmy na lunch przygotowany przez naszego kucharza. Pełni nadziei na szybkie ‘’opanowanie’’ szlaku musieliśmy ostudzić trochę nasze emocje. Przecież to Afryka, tu wszystko idzie w tempie ‘’pole pole’’, a na opóźnienia i wszelkie odchylenia od planu zwykło się reagować ‘’Hakuna matata’’ [w suahili: nie ma żadnego problemu]. Na szlak wyszliśmy tak naprawdę dopiero około 14:00.., ale tego dnia mieliśmy krótki i łatwy odcinek do pokonania głównie przez las. O 19:00 już zajadaliśmy kolację w naszej ‘’mobilnej restauracji’’:) Noc w namiocie zapowiadała się w miarę ciepła, ale 2 warstwy ubrania od pasa w górę wypadało mieć leżąc jeszcze w śpiworze. Toalety na miejscu były obskurne, ale przynajmniej jakieś były:) Wszędzie spodziewajcie się zamiast kibla standardowo dziury w ziemi:)

DZIEŃ 2 –> TYLKO 5KM TRASY – szacowany czas: 6h [nasz czas: 4h]

MACHAME CAMP [2835m npm] –> SHIRA CAVE CAMP [3750m npm]

To był bardzo przyjemny trekkingowo dzień i tak naprawdę pierwszy dzień aklimatyzacyjny, bo dotarliśmy na wysokość powyżej 3500m npm. Po drodze można było dostrzec zmianę krajobrazu: z lasu przechodziliśmy na krzaczasty teren. Na miejscu w Shira Cave Camp byliśmy już około godz. 12:00. Po chwili dostaliśmy przekąski i gorącą herbatę, mieliśmy czas na relaks. Po obiedzie Renald zabrał nas na krótki aklimatyzacyjny spacer do jednej z pobliskich jaskini [Shira Cave] i na punkt widokowy na szczyt Shira Cathedral. Na trasie jest masa różnych ciekawych roślin. Na zdjęciu zobaczycie np. cardus kaniensis. Robert już tutaj na wysokości powyżej 3500m npm czuł różnicę wysokościową i to, że powietrze staje się cięższe, przez co oddychało mu się nieco gorzej. Ja w zasadzie w ogóle tego nie odczułam. Ta noc miała być już odczuwalnie chłodniejsza, zresztą w nocy wychodząc na siku wyraźnie widziałam szron zgromadzony na namiocie. Picie dużej ilości wody [3-4l] i herbat w ciągu dnia oznacza latanie po kilka razy w nocy do toalety.. Wierzcie mi, że nie chce się człowiekowi wychodzić spod śpiwora kiedy wokół zimno, aż tu nagle doznaje się niebywałego szoku.. Dlaczego? Otóż zazwyczaj przy wychodzeniu na siku doświadczacie najpiękniejszych widoków niewinnej wtedy, ale potężnie się prezentującej góry Kilimandżaro. O ile zasypiacie praktycznie we mgle pozbawieni jakichkolwiek widoków, to w nocy jeszcze przy pełni Księżyca jakiej doświadczyliśmy nawet latarka-czołówka nie jest potrzebna, a na niebie maluje się niesamowity widok naszego delikatnie ośnieżonego celu.  Na miejscu w obozie można naładować powerbanki, telefony i inne sprzęty [za 5$ za 1 sprzęt]. Robi się to w ”biurze”, gdzie podpisuje się papiery po dotarciu do campu [prowadzona jest dokumentacja niemal w każdym campie dot. osób zostających na nocleg].

DZIEŃ 3 –>10KM TRASY – szacowany czas: 6-7h

SHIRA CAVE CAMP [3750m npm] –> LAVA TOWER [około 4640m npm] –> BARANCO CAMP [3900m npm]

Po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku Lava Tower – campu, położonego powyżej 4000m npm, gdzie mieliśmy zjeść lunch. Nasza załoga gastro nie była wtedy z nami. To był jedyny obiad podczas trekkingu, który mieliśmy wcześniej przygotowany i zapakowany w pudełeczka, a nie zrobiony na świeżo. Potem trekking prowadził głównie w dół, a sceneria robiła się bardziej tajemnicza mglista i ku naszym oczom ukazały się endemiczne drzewa Senecio Kilimanjari występujące na świecie tylko i wyłącznie na zboczach Kilimandżaro! To kuzyni tzw. starca zwyczajnego i popielnego, ale są jednak nadzwyczajni. To na nie liczyłam, bo wyglądają po prostu kosmicznie! Do Baranco dotarliśmy w totalnej mgle. Na miejscu nic nie było widać, także znowu w nocy przy wyjściu na siku można było przeżyć szok widząc już nieco bliżej prezentujący się wulkan Kibo. Noc była naprawdę zimna. To wtedy pierwszy raz oprócz 2 warstw założyłam jeszcze kurtkę na siebie i wcisnęłam się w śpiwór. Poza tym komin wokół szyi, czapka, podwójne ciepłe skarpety i cienkie rękawiczki sprawiły, że ta noc nie była najgorsza.

DZIEŃ 4 –> 9KM TRASY – szacowany czas: 5-6h

BARANCO CAMP [3900m npm] –> KARANGA [3995m npm] –> BARAFU CAMP [4673m npm]

Po wczesnym śniadaniu ruszyliśmy na słynną Baranco Wall, czyli stromą i wysoką półkę skalną, która miejscami wymagała wspinaczki. Naubierana idąc w cieniu wciąż czułam rześkie powietrze i konkretny chłód, ale po pokonaniu ściany [wspięciu się na nią] kiedy to stanęliśmy w pełnym słońcu i szliśmy wtedy po bardziej płaskim terenie zrobiło mi się bardzo gorąco i stopniowo kolejne warstwy były ściągane. W Karanga mieliśmy na świeżo przygotowany obiad. W campie mocno wiało, więc większość czasu nawet w oczekiwaniu na obiad spędziliśmy w namiocie ”restauracyjnym”:) Jedzenie było kapitalne, zresztą jak każdego dnia, i nie do przejedzenia. Po obiedzie pięliśmy się stopniowo w górę, aż po kilku dobrych godzinach dotarliśmy do obozu Barafu na 4673m npm. Tutaj już i mnie czasami łapało sapanie:) zwłaszcza jak szło się do toalety. Równego terenu w campie człowiek nie zastał, jak nie w dół to pod górę:) Ale największym zaskoczeniem był fakt, że na miejscu świetnie działał Internet na naszych komórkach i.. można było skorzystać z Wi-Fi! Tak! I to świetnie działającego Wi-Fi. Pierwsze 30 minut było za darmo. Gdy ktoś potrzebował więcej, to mógł sobie wykupić:) Kolejnego 5tego dnia miał być wielki dzień, bo to już wtedy miał nastąpić atak szczytowy. Przed nami malowało się strome podejście do pokonania w 7 do 9 godzin! Czuliśmy lekki dreszczyk ekscytacji przed doświadczeniem czegoś nowego. Wiedzieliśmy, że tego wieczora trzeba było iść wcześniej spać, bo już o północy musimy być zwarci i gotowi. Nie ukrywam, że tej nocy miałam na sobie najwięcej warstw ubrania włącznie z 2 warstwami termicznych spodni/getrów, potrójnymi skarpetami, a komin, który miałam na szyi nakładałam też na połowę buzi, żeby ograniczyć jeszcze bardziej kontakt z zimnem. Niestety to już był moment, że człowiek się budził nie tylko ze względu na siku, ale i na dyskomfort związany z zimnem.

DZIEŃ 5 –> 5KM NA SZCZYT + 5KM W DÓŁ DO BARAFU CAMP + 2h DO HIGH CAMP – szacowany czas na wszystko: 11-13h

1wszy etap: BARAFU CAMP [4673m npm] –> STELLA POINT [5756m npm] –> UHURU PEAK/KIBO/KILIMANJARO [5895m npm]                                          – szacowany czas: 7-9h [mój czas: 6h]

Po szybkiej owsiance w nocy ruszyliśmy w kierunku szczytu. Po przekroczeniu 5100m npm zaczęła się lekka ‘’jazda’’. Nasze organizmy dawały po sobie znać, że walczą z wysokością: dolegliwości żołądkowe i ogólne lekkie osłabienie nie powstrzymały nas jednak przed kontynuacją. Sporo osób na szlaku wymiotuje. Mówi się, że minimum 4 litry wody dziennie i ślimacze tempo POLE POLE to najlepszy sposób na poradzenie sobie z wysokością. Tyle, że powyżej 5000m npm jest już dużo zimniej, jak wiecie zamarzły mi batony energetyczne i woda w bidonie. Dobrze, że można było się wspomagać gorącą herbatą z termosa. Na szczycie było już minus 14 stopni! Jak wiecie emocje były niesamowite na Uhuru Peak, w końcu to Dach Afryki i najwyższa wolnostojąca góra świata!

2gi etap: UHURU PEAK/KIBO/KILIMANJARO [5895m npm]  –> BARAFU CAMP [4673m npm] (od Uhuru do Barafu: ok.3h+) –> HIGH CAMP [3950] (ze względu na częste zatrzymywanie się na uspokojenie oddechu od Barafu do High Camp: 3h)

Jak schodziliśmy znowu po stromym terenie i dotarliśmy wreszcie do campu, emocje opadły, a my czuliśmy się totalnie wyrypani. Tuż przed szczytem Robert złapał konkretną zadyszkę. Miał mierzoną saturację dzień wcześniej i tego samego dnia i nic nie wyszło. Tego dnia po 2-godzinnej drzemce i obiedzie w Barafu było jeszcze do pokonania trochę wysokości w dół do campu, w którym mieliśmy spędzić ostatnią noc. Po lunchu wyruszyliśmy. Robert musiał robić co jakiś czas przerwę, żeby uspokoić oddech. Po dotarciu do campu na wysokości nieco poniżej 4000m npm oddychał wciąż zbyt głośno.

DZIEŃ 6

HIGH CAMP [3950m npm] –> MWEKA CAMP [3100m npm] –> MWEKA GATE [1800m npm] (może nam zeszły 4-4,5h -już nie pamiętam:))

Noc na w miarę bezpiecznej wysokości poniżej 4000m widocznie dobrze zrobiła  organizmowi Roberta, bo po przyspieszonym oddechu nie było ani śladu. Popatrzyliśmy się na siebie z niedowierzaniem, że jeszcze dzień wcześniej staliśmy rano na Dachu Afryki! Po spokojnym śniadaniu cała ekipa zaśpiewała nam słynną Kilimanjaro song”:) Przed 8:00 ruszyliśmy na szlak i zaczęło się konkretne zejście w dół. W międzyczasie spotkaliśmy małpy colobus tak charakterystyczne dla lasów Parku Narodowego Kilimandżaro. Mają tak puszyste białe ogony, że niejeden kot o rasie persa mógłby się schować:)

Po dotarciu do Mweka Gate około godz. 12:00 wręczono nam dyplomy i zaczęło się świętowanie przy piwku Kilimanjaro, wspólne zdjęcia z załogą, wtedy też daliśmy im napiwki [ale o kosztach za chwilę]. W niecałą godzinę odwieziono nas do hotelu w Moshi. Nasze organizmy od razu odczuły różnicę temperatur. W Moshi było około 35 stopni, a jeszcze dzień wcześniej na szczycie mieliśmy minus 14 stopni. Nawet zimne piwko nie było w stanie aż tak nas schłodzić. Na szczęście zimna woda w basenie hotelowym dała radę:)

KOSZTY TREKKINGU

Niestety trekking na Dach Afryki do tanich nie należy. Firmy oferują go nawet za 2-3tys.$/os. My dorwaliśmy całkiem fajną opcję za 6dni trasą Machame za 1300$/os. Jeśli i Wy chcecie skorzystać z takiej ceny napiszcie do mnie [Katarzyna Kuduk] na priv na facebooku, lub na naszym fanpage’u @Kuuk&Travel , lub w formularzu tutaj na blogu albo w komentarzu do tego wpisu, a ja podam Wam namiar do naszego znajomego. Oczywiście w cenie trekkingu jest wszystko: zezwolenia, tragarze [nosicie na plecach tylko swój plecak podręczny, a główny niosą tragarze], noclegi w namiocie, pełne wyżywienie, opieka anglojęzycznego przewodnika, transport do i z Parku Narodowego Kilimandżaro.  Na miejscu potrzebujecie też transferu z lotniska do hotelu [ok. 1h drogi], ale nasz znajomy wliczył go nam w cenę trekkingu. Poza tym  nie należy zapominać o obowiązkowych napiwkach dla załogi! Nas obsługiwało aż 10 osób!!! Ze względu na to, że było nas tylko dwoje daliśmy każdy po 200$ na team, ale standardowo liczy się 150-200$/os. na team.

W Tanzanii w biurach podróży, za usługi turystyczne, pamiątki, trekkingi, noclegi w hotelach możecie bez problemu płacić w dolarach. Nawet jest to preferowana waluta. Ale za wszelkie  drobne rzeczy, zakupy w lokalnym sklepie, itd. płaci się w tanzańskich szylingach [10 złotych to mniej więcej 5,5 tys. szylingów].

Kolejna kwestia to nocleg w Moshi przed wystartowaniem na szlak. My spaliśmy w Kilimanjaro Crane Hotel. Znajdziecie go na Bookingu, ale nasz znajomy może załatwić Wam zniżkę ok. 10$ na pokoju za noc [zapłacicie wtedy 50$ za pokój 2-osobowy lub 40$ za pokój jednoosobowy], a prawdopodobnie po trekkingu wrócicie też w to miejsce na nocleg. Możecie u niego też dorwać opcje z safari do najpiękniejszych parków Tanzanii, a o naszej przygodzie z safari przeczytacie KLIKAJĄC —> TUTAJ. Ponadto należy pamiętać, że bilety lotnicze w obie strony z Europy to koszt od około 3500zł do nawet 5000zł! My lecieliśmy 3 lotami: z Warszawy do Frankfurtu polskimi liniami LOT Airlines, a potem dwa loty mieliśmy Ethopian Airlines przez Addis Abeba.

JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ? CO ZABRAĆ ZE SOBĄ NA TREKKING?

Na pewno już doskonale wiecie jakie podstawowe rzeczy są przydatne, typu: ciepłe termiczne ubrania i bielizna, dobre buty trekkingowe, ponczo na deszcz, 3 rodzaje czapek [z daszkiem, cienka, gruba zimowa], ewentualnie opaska na głowę, kilka warstw ubrań, skarpety narciarskie, ciepła zimowa kurtka, cienkie rękawice i te grube narciarskie przy podejściu na szczyt, latarka-czołówka, wygodny plecak na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, komin zamiast szalika pod szyję, śpiwór, itd. Natomiast ja chcę Wam zwrócić uwagę na rzeczy, o których mało się pisze.

Jestem typem osoby, która pije bardzo mało płynów, co jest niesamowicie niebezpieczne będąc na takim szlaku. Żeby móc pić w miarę regularnie wodę kupiłam bidon z rurką wystającą z plecaka i w ten sposób regularnie podpijałam sobie na szlaku z rurki wodę bez konieczności zatrzymywania się czy ściągania plecaka [choć przerwy są bardzo wskazane oczywiście:)]. Mało tego zabrałam 2 małe termosy, które autentycznie uratowały mi życie. Kiedy zdarzało mi się trząść z zimna w namiocie, w nocy podpijałam sobie gorącą herbatkę, a w trakcie ataku szczytowego kiedy rozdzieliliśmy się z Robertem, a termos z herbatą dla nas został z nim i jego przewodnikiem, a moja woda w bidonie zamarzła, moja herbatka w prywatnym termosie naprawdę dodawała mi siły i dosłownie uratowała mi życie.

Także z moich osobistych ”must-have” poleciłabym:

*bidon z rurką na wodę/ jeśli nie jest on dla Was konieczny możecie za bodajże 5$ wypożyczyć dwa 1-litrowe bidony u przewodnika/,

*2 małe termosiki [albo chociaż jeden], które wciśniecie w kieszeniach bocznych plecaka,

*baterie do latarki – czołówki, ewentualnie zapasową latarkę, bo ta z telefonu szybko go rozładowuje [a idąc w nocy na siku będziecie potrzebować:)],

*dobry powerbank /ja mam 22,5tys. mocy], albo nawet 2 powerbanki/ polecam używania telefonu tylko w trybie samolotowym na szlaku [w ten sposób nie rozładuje Wam się tak szybko/ ja na szlaku cykałam fotki tylko z telefonu przez całe 6 dni trekkingu i powerbank nie był w ogóle doładowany w  campach – krótko mówiąc – dał radę:)

*elektrolity – piliśmy po jednej rozpuszczalnej tabletce 2x dziennie: rano przed trekkingiem i na wieczór; poza tym mieliśmy ze sobą lek, który pomaga w zwalczeniu choroby wysokościowej [łykaliśmy po 1 tabletce 2x dziennie przy posiłku] i jest dostępny jedynie na receptę w Polsce

*batony energetyczne na atak szczytowy [tylko kupcie je w Polsce! Ja tego nie zrobiłam i kupiłam jakieś badziewne w Tanzanii, które mi zamarzły na ponad 5tys m npm! Nie wybierajcie batonów z czekoladą właśnie przez fakt, że zamarzną]

*papier toaletowy

*ręcznik z microfibry

*chusteczki mokre do rąk, chusteczki mokre do demakijażu – coś delikatnego do twarzy; [wyobraźcie sobie, że przez 6dni nie będziecie mieli jak się umyć, a niestety brud włazi we wszelkie zakamarki na ciele hehe]; sama ciepła woda w misce od załogi z mydłem średnio wystarcza, żeby utrzymać właściwą higienę…, ale jest zdecydowanie ukojeniem]

*ewentualnie suchy szampon [choć mimo, że go wzięłam to ani razu jakoś go nie użyłam/ starałam się wiązać włosy w warkocze, a czapka i tak była cały czas na głowie:)]

*krem z filtrem, bo słońce naprawdę przypala; okulary przeciwsłoneczne;

*nerkę na dokumenty i pieniądze, którą macie cały czas przy sobie spiętą wokół pasa

*pokrowiec przeciwdeszczowy na mały plecak.

Rzeczy, które niekoniecznie przydadzą się Wam na trekking możecie zostawić w osobnej torbie w hotelu [jakieś kosmetyki czy lżejsze ciuchy i buty na safari], a sprzęty typu drony, itd. teoretycznie również u nich, choć ja swój aparat z dużym zoomem na safari nie chciałam zostawiać, ale zauważyłam, że mógł zareagować na zimno i dużą wysokość podczas trekkingu i niestety prawdopodobnie będę musiała go oddać do serwisu..

KIEDY NAJLEPIEJ WYBRAĆ SIĘ NA TREKKING?

Najlepsze miesiące na trekking to rzekomo styczeń, luty i wrzesień.. Prawdopodobieństwo deszczu jest niby znikome. My byliśmy na początku marca, czyli na końcu pory suchej i początku deszczowej i nie widzieliśmy ani jednej kropli deszczu, natomiast osoby robiące trekking w pewnym pogodowo lutym natrafiły zarówno na deszcz jak i nawet na wichurę i lekką zamieć śnieżną.

KOMU NIE POLECAM TRASY MACHAME? CZY JEST JAKAŚ ALTERNATYWA?

Trasy nie polecam ludziom, którzy nie chodzą regularnie po górach czy szlakach górskich. Jest to trasa przeznaczona dla osób wykonujących w miarę regularną aktywność górską i w ogóle ruchową. Natomiast istnieją 2 trasy, które są polecane niemal każdemu: Marangu [tzw. ”Coca-Cola” Route] oraz Rongai Route. Na Marangu Route śpicie w chatkach w bardzo dobrych warunkach jak i pokonujecie dużo łatwiejszą trasę niż Machame. Wiadomo, że z wysokością i bardziej stromym podejściem na szczyt trzeba sobie poradzić i wtedy jest najtrudniej, ale nawet osoby bez doświadczenia górskiego ”porywają się” na ten wariant – oczywiście z różnym skutkiem, bo nie należy przesadzać, ale.. warto pomyśleć o tej opcji. I wierzcie mi, że na chorobę wysokościową jest bardzo prosty sposób: po prostu dużo pić, nawadniać się. Organizm ma wtedy niesamowite możliwości [i przekonałam się o tym dopiero właśnie w Tanzanii. Ci, co mnie znają wiedzą jaki to dla mnie wyczyn trzymać samodyscyplinę w uzupełnianiu płynów w organizmie. Nawadnianie przez pierwsze 4dni ma ogromne znaczenie też w dalszej części trekkingu. Na szczęście nawet jeśli podczas wcześniejszych dni trekkingu nie nawadniamy się wystarczająco na szlaku -3-5l dziennie] po dojściu do campu mamy tyle czasu, że na siłę trzeba w siebie ”wpakować” więcej płynów i każdy każdego pilnuje, więc jest raźniej:)

Z chęcią poprowadziłabym dla Was taką wyprawę z Polski łagodną trasą Coca-Cola i szczerze?: mam już kilka osób chętnych:), dlatego jeśli Kilimandżaro to Wasze marzenie napiszcie do mnie, a może uda nam się coś razem zdziałać:) Oczywiście mowa tutaj o jednej z najłatwiejszych tras z łagodnym szlakiem i wygodnym noclegiem w klimatycznych chatkach, a nie w namiotach.

NADCHODZĄCE ZMIANY W PARKU NARODOWYM KILIMANDŻARO

Nasz znajomy wspomniał już nam o nadchodzących zmianach w Parku Narodowym Kilimandżaro. Prawdopodobnie wszystkie trekkingi zostaną wydłużone obowiązkowo o 1 dzień. Pamiętajcie, że każdy dzień trekkingu to konkretny koszt. Park tłumaczy się, że dba o bezpieczeństwo turystów i ich właściwą aklimatyzację na szlaku, ale spójrzmy prawdzie w oczy – nieźle na tym zarobi. Także prawdopodobnie od lipca 2023r. (jeszcze nie zostało to potwierdzone) nie zrobicie już trasy Machame w 6dni, tak jak my, tylko 7, a więc skuteczność [success rate] takich trekkingów na pewno wzrośnie. Tak samo nie zrobicie trasy Marangu [Coca-Cola] w 5 dni tylko w minimum 6. Trasa Lemosho będzie dostępne w 8dni, a nie w 7 jak do tej pory, itd.

CHCESZ POJECHAĆ ZE MNĄ NA KILI? OGARNIAM GRUPĘ NA ŁATWIEJSZĄ TRASĘ – ”COCA-COLA” ROUTE NA LUTY 2024:)

Tak jak widzicie na zdjęciach poniżej jest to wspomniana łagodna trasa z noclegami w chatkach, czyli Marangu [Coca-Cola Route]. To trasa dla tych, których marzeniem jest wejść na Kili, ale nie mają wybitnej kondycji tylko o średnim pułapie. Jeśli jesteście zainteresowani taką przygodą, a przy okazji też chcecie udać się na 2-dniowe prawdziwe tanzańskie safari, to napiszcie do mnie –> [Katarzyna Kuduk] na priv na facebooku lub na naszym fanpage’u @Kuuk&Travel . Oczywiście wszystko organizuję we współpracy z moim tanzańskim znajomym. Będziecie mieli zapewnionych przewodników, tragarzy, kucharza i wszystko czego dusza zapragnie + będę Waszym opiekunem od momentu naszego spotkania w Warszawie na lotnisku aż do powrotu:) Jeśli chcecie poznać dokładny plan wyprawy dzień po dniu z kosztami, to serdecznie zapraszam do kontaktu:)

 

 

One Reply to “Kilimandżaro w 6 dni – szlakiem Machame”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *