Pierwszy raz wybraliśmy się na rejs wycieczkowcem. Z jednej strony taki statek to de facto ogromny kurort All Inclusive na wodzie, z drugiej strony to też po prostu tania i wygodna forma przemieszczania się pomiędzy wyspami (statek płynie kiedy śpicie), a od 8:00 już dobija do portu. Niby nie da się zwiedzić wszystkiego w jeden dzień i poznać dokładnie wysp, ale warto spróbować wybrać na rejs takie wyspy, które nie wymagają wielu dni zwiedzania, albo są w jakiś sposób do siebie podobne. My wybraliśmy Małe Antyle kierując się tą zasadą. Wystartowaliśmy z Martyniki (sporej wyspy), do której wróciliśmy potem i zostaliśmy na niej 2 noce dłużej. Nasz rejs obejmował: Martynikę, Gwadelupę, St. Lucię, Barbados, Saint Vincent i Grenadyny oraz Grenadę. Osobiście 7 dni na statku to dla nas taki max. Dobrze, że praktycznie codziennie byliśmy poza nim [tylko 1 dzień na morzu], bo wtedy ma się wrażenie większego urozmaicenia. Umówmy się: tłumy są, niby wszystko na miejscu, ale wszędzie trzeba dojechać windą i dojść, co zajmuje sporo czasu [do dyspozycji gości były piętra od 4 do 18, z czego najczęściej używaliśmy trzech/czterech pięter], ludzie lubią jeść o podobnych porach i kumulować się o podobnych godzinach w danych miejscach: trzeba więc ogarnąć sobie czas tak, żeby tłumy nie raziły – choć jak na ok.6000 osób na statku dość fajnie się ludzie rozchodzili – w życiu byśmy nie powiedzieli, że aż tyle nas wszystkich tam było. Każde wyjście do portu i powrót na statek odbywał się dla nas super sprawnie i praktycznie bez stania w kolejkach do kontroli, to samo jeśli chodzi o meldunek i wymeldowanie – to było zaskoczeniem. Za cały rejs za naszą trójkę zapłaciliśmy 1342 euro – w tej cenie było prawie wszystko od momentu wejścia na statek aż do zejścia. Wszelkie informacje co do dodatkowych kosztów, lotów, atrakcji, jedzenia, rodzaju kabin, kontroli, wycieczek na miejscu i masę innych przydatnych informacji znajdziecie w tym wpisie.


NAZWA STATKU

MSC Virtuosa to statek mogący pomieścić około 6300 pasażerów i przypuszczalnie ok. 1500 osób z załogi. MSC jest firmą włoską. Wszelkie komunikaty na statku odbywają się w 5-6 językach: angielskim, francuskim, włoskim, niemieckim, portugalskim i hiszpańskim.

TRASA REJSU

Wybraliśmy rejs 7-dniowy po Małych Antylach (stanowią część Karaibów). Start rejsu był w Fort-de-France na Martynice i tam też go kończyliśmy. Wyspy/miejsca, które odwiedziliśmy to: Gwadelupa [port: Pointe-a-Pitre], Saint Lucia [port: Castries], Barbados [port: Bridgetown], Saint Vincent i Grenadyny [port: Kingstown oraz wyspa Bequia z Port Elizabeth]  oraz Grenada [port: St. George’s].

KABINA NA STATKU

Na statkach rejsowych MSC są zazwyczaj 3 rodzaje kabin: wewnętrzna bez okna, kabina z oknem i kabina z balkonem. My wybraliśmy najtańszą opcję, czyli kabinę bez okna. W pokoju mieliśmy 2 szafy z wieszakami i szufladami, biurko, łóżko małżeńskie + łóżko na wysokości wychodzące z sufitu z dojściem po drabince, łazienkę z prysznicem i toaletą. Do dyspozycji były też: czajnik, zestaw do przygotowania herbaty, szklanki, suszarka, ręczniki [białe do użytku na miejscu, szare na plażę czy basen], a telewizora można uznać, że jakby nie było, bo bez opłat nie można było na nim nic obejrzeć. Był też minibar [dodatkowo płatny]. Kabina była sprzątana 2 x dziennie i był do niej przypisany opiekun.

Do kabiny dostaliśmy się dość szybko po zameldowaniu na statku. Najpierw odpowiednio otagowaną walizkę [na e-maila dostajecie tag do wydrukowania i oznaczenia walizki z numerem przypisanej kabiny] należy oddać do wyznaczonego punktu pozostawienia bagaży zanim wejdzie się na statek. Następnie przechodzi się przez kontrolę podobną do tej na lotnisku. Obsługa przekazuje informację ile trzeba czekać na wydanie nam kabiny. W naszym przypadku było to 1,5h czasu zanim nasza kabina była przygotowana (na godz. 15:30), natomiast nasz opiekun wpuścił nas dużo wcześniej widząc, że jesteśmy z małym dzieckiem. I tak musieliśmy się do kabiny udać od razu, gdyż przy drzwiach były przypięte nasze osobiste karty MSC dostępu do wszystkiego [będące naszymi identyfikatorami, kartami do wejścia do kabiny, kartami płatniczymi, kartami do rezerwacji różnych aktywności na statku przy dotykowych ekranach: teatr, spektakl, itd.]

Na karcie MSC widniały wszystkie najpotrzebniejsze informacje: nazwa statku, numer pokładu i kabiny, nazwa restauracji na kolację z numerem pokładu, godziną kolacji i przypisanym numerem stolika, numer alarmowy np. w razie nie zdążenia na statek, Internet ID oraz oznaczenie miejsca zbiórki w razie ewakuacji.

Z taką kartą trzeba było podejść na piętro z główną recepcją i załadować ją kwotą 250 euro przykładając swoją kartę kredytową do czytnika. Wszelkie płatności za różne usługi czy produkty kupione na statku były rejestrowane na karcie MSC, a następnie już po zakończeniu rejsu należało sprawdzić czy zmieściliśmy się w tej kwocie i została pobierana z przypisanej karty kredytowej do niej kwota wykorzystana na miejscu.

Uwaga! Do rachunku z automatu doliczają 1 euro na osobę jako datek na ich organizację charytatywną. Jeśli ktoś nie życzy sobie, żeby z jego karty została pobrana kwota na ten cel, to musi wypełnić dodatkowy formularz na miejscu. Jest możliwość załadowania karty gotówką, co można zrobić w głównej recepcji – automaty samoobsługowe działają tylko z kartą. Utrudnieniem w przypadku gotówki jest fakt, że w momencie wymeldowania się ze statku trzeba stać w długiej kolejce do głównej recepcji, żeby się rozliczyć z wydatków na statku.

Duży bagaż oddaje się na noc przed wymeldowaniem – do godz. 23:00 ma być wystawiony przed kabinę z naklejonym numerkiem otrzymanym od załogi. Po wyjściu ze statku podchodzi się do takiego wielkiego hangaro-namiotu z walizkami i szuka się swojego numerka:D Wygląda jak poniżej:)

JEDZENIE

Każdy pasażer miał do dyspozycji niemal 24-godzinny bufet z jedzeniem. Napoje, które były dostępne cały czas to herbata, kawa i woda. Można było o dowolnej porze dnia i nocy zalać sobie termos gorącą wodą czy przyjść po kostki lodu czy zimną wodę. Na śniadaniach były dodatkowo soki z dystrybutorów. Oczywiście w ciągu dnia można było sobie dokupić inne napoje lub alkohol na barze. Jedzenie było w porządku ze sporą różnorodnością, ale cicho w duchu spodziewaliśmy się większej ilości ryb i owoców morza [tych drugich praktycznie nie było]. Natomiast nie było problemu z jedzeniem dla Dżuniora: zawsze były dostępne opcje typowo dziecięce: makaron z jakimś sosem, pizza, ziemniaki, słodkie bułeczki, kurczak, zupka.

Opcją, którą docenialiśmy, było przypisanie każdego pasażera do konkretnej restauracji na kolację na konkretną godzinę ze wskazanym zawsze tym samym numerem stolika. My jako rodzina z małym dzieckiem kwalifikowaliśmy się na ‘’early dining’’ lub ‘’first dining’’ o godz. 18:30. Codziennie była inna karta menu, więc za każdym razem były inne opcje wyboru, poza menu dziecięcym, które było codziennie takie samo. Przy naszej podstawowej opcji nie było napojów w restauracji wliczonych w cenę, dlatego za nie dopłacaliśmy. Pod koniec kolacji przykładało się do czytnika kelnera kartę MSC, żeby mógł na niej odnotować wszystkie napoje, które zamówiliśmy.

KONTROLA CZASU / STREFA CZASOWA

Trzeba zwracać uwagę na czas panujący w danym momencie na statku [najlepiej sprawdzać godzinę w windzie], gdyż może się zdarzyć, że zmieni Wam się czas na telefonie i podpiętym do niego zegarku – mieliśmy taką sytuację na Barbadosie, gdzie cofnął nam się czas na jamajski sugerując, że mamy jeszcze 1h w gratisie. Można się nieźle zestresować i przy okazji nie zdążyć na statek.

KARTA E-SIM / INTERNET NA POKŁADZIE

Na takich wyspach jak Martynika czy Gwadelupa nie potrzebujecie dodatkowego Internetu ani karty eSIM, gdyż wciąż przebywacie na terenie Unii Europejskiej [są to tereny zamorskie należące do Francji]. Na pozostałych wyspach możecie mieć eSIM [my wykupiliśmy taką eSIM w aplikacji MobiMatter przed dotarciem tam  obowiązującą na całe Karaiby za niecałe 7$].

STREFA BASENOWA

Przy głównym największym basenie zlokalizowanym w części centralnej statku są też prowadzone zajęcia: stretching, fitness, kursy tańca [np. merengue] czy konkursy. Są na statku też baseny w części ‘’tropikalnej’’ pod zadaszeniem. Poza tym na jednym końcu statku są zjeżdżalnie dla większych dzieci i mniejszy basen. Generalnie dla tak małych dzieci jak Dżunior nie znaleźliśmy czegoś w rodzaju brodzika, ale niektóre baseny w swojej części miały  przestrzeń, po której można sobie było z nim podreptać w wodzie.

CZEGO NIE MOŻNA WNOSIĆ NA STATEK

Na statek nie można wnosić:

– dronów [skonfiskowali nam drona i powiedzieli, że oddadzą przy wymeldowaniu; nie interesował ich fakt, że nie chcieliśmy użyć go na statku, tylko na wyspach – nie zezwalają nawet na użyczenie na wyspach :/ ],

– alkoholu [przy kontroli przy wejściu na pokład jest stanowisko ‘’alcohol collection’’, przy którym należy zostawić alkohol na przechowanie aż do końca rejsu]; natomiast w praktyce wygląda to trochę inaczej: raz przeszliśmy z piwem, innym razem z coco rum punch – zapewne dlatego, że był on w plastikowej butelce przypominającej butelkę na sok, a nie na alkohol. Na pytanie w sklepie wolnocłowym przy statku czy rzeczywiście nie można wnosić alkoholu, babeczka odpowiedziała: ‘’Jeśli przeniesiecie go w termosie, to się da’’. Natomiast wszelkie inne napoje jak duża Coca-Cola czy woda można było normalnie wnieść. Tak samo było z jedzeniem zakupionym na wyspach. Staraliśmy się oczywiście przestrzegać zasad i wnosić rzeczy szczelnie zamknięte, ale czasami czipsy otwarło się przecież wcześniej [na szczęście nikt takiego jedzenia nie wyrzucał].

KONTROLE NA STATKU

Zarówno przy wejściu na statek jak i zejściu trzeba było przyłożyć kartę MSC do czytnika i być skontrolowanym. Umieszczało się też wszelkie rzeczy na taśmie w boxach tak jak na lotnisku i były prześwietlane. Jeśli ktoś miał wózek dziecięcy nie musiał wyciągać rzeczy spod wózka [o dziwo!], a tam często były właśnie rzeczy, które niedokładnie skontrolowano.

Poniżej na zdjęciu przypomnienie o godzinie powrotu na statek w danym porcie [tutaj akurat w Gwadelupie]. Podobno nie ma litości dla spóźnialskich i statek odpływa bez nich. Mimo, że jeden raz prawie nie zdążyliśmy na statek [w St.Lucii] przez korki [byliśmy wynajętym samochodem z Hiszpanami], to jednak finalnie dotarliśmy do bramek 5 minut przed ich zamknięciem(!:D). Kuduk prawie dostał zawału. Włączona już była jazda pod prąd i machanie i wołanie do innych kierowców w korku z okna samochodu, żeby zrozumieli, że musimy zdążyć na wycieczkowiec.

Osoby, które jednak na niego nie zdążą mogą skontaktować się z obsługą statku [nr telefonu jest widoczny na karcie MSC każdego pasażera] i otrzymać dalsze instrukcje. Podobno można starać się na własną rękę dostać do następnego portu i tam znowu wejść na statek, co jest ogromnie kosztowne, lub też dostać się do finalnego portu i tam już odebrać swój bagaż i się wylogować [ostateczna, ale bardzo słaba opcja].

Jeśli chodzi o wejście np. na spektakle do teatru, trzeba było najpierw mieć rezerwację, której można było dokonać przy pomocy karty MSC przy ekranie dotykowym. Takie ekrany dotykowe znajdowały się na każdym piętrze statku. Jeśli w teatrze czy innej sali były jeszcze miejsca wolne tuż przed spektaklem to ochrona brała kartę i przykładała ją do ekranu, żeby stworzyć dla nas rezerwację. Mieli więc info czy już weszła maksymalna dozwolona liczba osób czy nie i nie wpuszczali w pewnym momencie nikogo. Niezły porządek.

Kolejny dzień i aktywności z każdego dnia można było podglądnąć właśnie na ekranach dotykowych na statku albo w aplikacji mobilnej MSC na telefonie komórkowym, która działała na ogólnodostępnym Wi-Fi na statku. W momencie jak statek wypływał w morze i traciło się zasięg oczywiście eSIM nie działało na telefonie, więc neta nie było. Zapewne tylko wykupiony dodatkowy Internet na pokładzie działał – ale szczerze nie był on potrzebny.. – kolejnego dnia już się było w kolejnym porcie, gdzie wszystko super działało.

KONTROLE W PORCIE

Najbardziej zaskoczył nas fakt, że podpływając na kolejne wysepki do różnych państw nie ma żadnej kontroli paszportowej (także jeśli zbieracie pieczątki do paszportu, to niestety nigdzie ich Wam nie wbiją). Co ciekawe, przez wspomniane porty przechodzi się bardzo szybko [słyszeliśmy, że są takie miejsca na Karaibach, gdzie potrzeba nawet 30 minut, żeby wydostać się z portu: przykładem jest Puerto Plata w Dominikanie]. Na wszystkich wyspach z naszego rejsu mieliśmy bardzo blisko do centrum miast, czasami nawet tylko 5 minut na nogach. Na Barbadosie nawet jedna z najsłynniejszych plaż była położona może jakieś 15-20 minut piechotą od portu. Poza tym jak już czas się kurczy, a koniecznie chcecie na ostatnią chwilę kupić pamiątki, to właśnie w porcie jest to możliwe: jest masa stanowisk z pamiątkami od magnesów, ciuchów po lokalne wyroby, i oczywiście należy się targować, choć nie zawsze się udaje coś ugrać.

W niektórych portach przy sklepach wolnocłowych są też bary, przy których ludzie z rejsów siedzą i sączą drinki – trochę dziwny widok: podpłynąć na wyspę i nawet z portu nie wyjść – raczej tego nie zrozumiemy.

STREFA DLA DZIECI / ATRAKCJE DLA DZIECI

Dla dzieci w strefie gier i zabaw były dostępne 4 pomieszczenia. Jedno pomieszczenie dla maluszków do 3 r.ż., 2gie dla dzieci i rodziców od 3 r.ż. z piłkarzykami, klockami, malowankami, telewizorem z bajkami, 3cie, gdzie rodzice nie mieli wstępu w ogóle [dla dzieci w wieku 3-11 lat], gdzie zostawiało się dziecko pod opieką, oraz boisko do gry m.in. w kosza dla większych dzieci.

Naszym zdaniem akurat ten statek nie miał zbyt wielu atrakcji dla dzieci. Baseny były zdecydowanie dla starszych dzieci, wycieczki w większości dla dzieci od 6 lat wzwyż, a zjeżdżalnie też zdecydowanie dla większych dzieci.

To, o co Dżunior się prosił to plac zabaw, którego musieliśmy szukać poza statkiem. W ogrodzie Jardin Botanique Deshaies w Gwadelupie jest mały przyjemny plac zabaw ze zjeżdżalniami i huśtawkami. Na szczęście potem w kolejnych krajach wystarczała mu plaża, morze i budowanie wulkanu z piasku:)

WYCIECZKI GRUPOWE

Na statku można było wykupić wycieczkę przed dotarciem do danego portu. Można było podejść do specjalnego desk’u z wycieczkami [w sumie było ich kilka] z napisem: ‘’Excursions’’. Ceny były dość zaporowe: 2 albo nawet 3x wyższe niż u miejscowych czekających w porcie, ale i tak zapisywało się na nie sporo osób. Z ciekawości zapytaliśmy o ilość zapisanych osób na jedną interesującą nas wycieczkę i liczba ludzi zbliżała się do tysiąca!

Generalnie w kwestii wycieczek zdecydowaliśmy się działać spontanicznie [choć miejscami żałowaliśmy, że nie zarezerwowaliśmy np. w danym miejscu samochodu – bez rezerwacji nie można było nigdzie zdobyć auta] i wychodząc z portu obczajaliśmy za ile miejscowi mogą nas gdzieś podwieźć albo jakie mają wycieczki. I tak zamiast płacić 300 euro za naszą trójkę w Gwadelupie, zapłaciliśmy 140 euro i odwiedziliśmy 3 miejsca na wyspie: ogród botaniczny Deshaies, jeden ze słynnych wodospadów oraz plażę Caravel w Sainte-Anne. W St. Lucia dołączyliśmy do pary Hiszpanów, którzy zarezerwowali sobie auto i dzięki temu dzieląc koszty wynajęcia i paliwa za naszą trójkę zapłaciliśmy 60$ [ przy porcie sprzedawano wycieczki za ok.85-100$/os., ale była ciekawa opcja taksówki wodnej zwłaszcza, że tego dnia przez korki ledwo zdążyliśmy na statek [z water taxi nie byłoby w ogóle takiego problemu, więc ogółem warto rozważyć]. Na Barbadosie mieliśmy blisko 2 plaże oraz centrum Bridgetown, ale udaliśmy się też na bardzo drogi rejs łodzią podwodną – ok. 120$/os. dorosła. Na wyspie St. Vincent zwiedzaliśmy Kingstown z buta, a na wyspę Bequia popłynęliśmy promem za 10$ w jedną stronę. W Grenadzie St. George’s tez zwiedzaliśmy z buta, natomiast chcąc dostać się na plażę Grande Anse musieliśmy zapłacić za wodną taksówkę 15$/os. w obie strony [15min jazdy].

Co do wycieczek sprzedawanych na statku: większość nie była dostępna dla małych dzieci. Zazwyczaj był wskazany minimalny wiek dziecka jako 5-6 lat. Na wycieczki pojechaliśmy więc indywidualnie z naszym 3-letnim Dżuniorem i wszystko przebiegło sprawnie.

Przykładowe ceny wycieczek i ich charakterystyka:

  1. Zwiedzanie Gwadelupy:

na statku: 282eur za wszystkich – 104eur (!) od os. dorosłej i 74 eur od dziecka za 4-godzinną wycieczkę do ogrodu botanicznego Deshaies oraz na plażę – wycieczka była dla dzieci od lat 4.

nasza opcja: 140eur za naszą trójkę; jadąc do 3 miejsc [jeszcze w planie był wodospad] zapłaciliśmy Kanadyjce, która mieszka na miejscu (i to było najwięcej ile wydaliśmy na zwiedzanie ze wszystkich wysp). Po wycieczce poszwendaliśmy się jeszcze po Pointe-a-Pitre.

– jeśli możemy coś zasugerować, żeby było jeszcze taniej: zarezerwujcie sobie z wyprzedzeniem samochód najlepiej w wypożyczalni Sixt [znajduje się zaraz przy porcie] i poeksplorujcie wyspę na własną rękę. Podeszliśmy do wypożyczalni, ale bez rezerwacji nie było opcji wynajęcia auta. Jeśli podróżujecie z dzieckiem to warto zaglądnąć do Jardin Botanique Deshaies, gdzie oprócz ciekawych tropikalnych roślin można spotkać kolibry, papugi ary, flamingi różowe, czerwone ibisy oraz przejechać się ciuchcią. Z plaż bardzo fajna jest Caravel Beach w Sainte-Anne.

  1. Saint Lucia:

na statku: 211eur za wszystkich: 78eur/os. dorosłej i 55eur od dziecka za 7-godzinną wycieczkę na szlak Tet Paul i kąpiel w wodospadzie (wycieczka dla dzieci od lat 4!); 82eur/os. za zwiedzanie wulkanu i wjazd do krateru oraz punkty widokowe na wyspie, 56eur/os. za samą plażę i relaks

nasza opcja: 60$ za naszą trójkę [wypożyczenie samochodu z Hiszpanami]: punkty widokowe na słynne Pitons + Tet Paul Nature Trail + wjazd do krateru wulkanu ze zwiedzaniem + najpiękniejsza plaża wyspy: Sugar Beach

jeśli możemy coś zasugerować: nie płaćcie za wstęp na ‘’szlak’’ przy drive-in volcano [to tylko kilka schodków, a koszt 9$/os.], żeby zobaczyć bliżej dymiący się wulkan, przez który de facto wcześniej przejeżdża się samochodem i można zatrzymać się przy drodze i wszystko zobaczyć za darmo; nie płaćcie też za wstęp na szlak Tet Paul jeśli idziecie bez przewodnika [szlak jest prosty, więc dacie radę samodzielnie], sprawdźcie tylko w Google maps gdzie się szlak zaczyna – nie ma nigdzie żadnej kontroli, a do budki, gdzie się płaci [10$/os.] trzeba iść specjalnie gdzie indziej.

  1. Barbados:

– na statku: 112eur/os. za łódź podwodną [ATLANTIS SUBMARINE]; 118eur/os. za zwiedzanie Jaskini Harrisona, 91 eur/os. za wycieczkę ‘Best of Barbados’ ze zwiedzaniem najsłynniejszego kościoła na klifie [St. John’s Parish Church], cmentarza, Sunbury Plantation House oraz ogrodu tropikalnego; 69 eur/os. za przejażdżkę od wybrzeża do wybrzeża z punktami widokowymi, 69eur/os. za snorkelling z żółwiami

– nasza opcja: za darmo Bridgetown na piechotę oraz 2 najpiękniejsze plaże w okolicy: Brandon’s Beach [20 minut: na lewo od portu niedaleko słynnej ulicy Rihanna Drive oraz osiedla z domem rodzinnym Rihanny] i Carlisle Bay [15 minut piechotą: na prawo od portu; plaża słynąca z żółwi]; skusiliśmy się też na łódź podwodną za 120$/os. dorosłej i ok. 60$ za dziecko, ale szczerze odradzamy [nie było efektu wow jeśli chodzi o podwodny świat jak za te pieniądze; choć młody miał swój pierwszy raz pod wodą i nieźle się bawił – zeszliśmy na prawie 50m pod wodę blisko wraku statku z rafą koralową; w drodze powrotnej mnie i Kudukowi dała się we znaki choroba morska..]

  1. Saint Vincent i Grenadyny:

– na statku: 64 eur/os. za ‘’BEST OF ST VINCENT’’ czyli zwiedzanie katedry [St. George’s Cathedral] i ogrodu botanicznego na wyspie St. Vincent; 68eur /os. za Vermont Nature Trail Hike – szlak w lesie deszczowym w Dolinie Vermont; 55-69eur /os. za transport i relaks na plaży na wyspie Bequia

– nasza opcja: za darmo na piechotę zwiedziliśmy Kingstown [katedrę, cmentarz, lokalną knajpę Old Pirates’ Pub] + wybraliśmy się na wyspę Bequia lokalnym promem za 20$/os. w obie strony i za 5$/os. podwieziono nas na Lower Bay Beach

  1. Grenada:

– na statku: 59eur /os. za zwiedzanie Fort Frederick oraz wodospadów Annandale; 109eur /os. za wycieczkę po ogrodach i plantacjach Wyspy Przypraw; 106 eur/os. za snorkelling z podwodnymi rzeźbami; 54eur/os. za zwiedzanie Parku Narodowego Grand Etang oraz Fortu Frederick; 54eur /os. za wycieczkę do destylarni rumu i na plażę

– nasza opcja: zamiast plantacji/ogrodów wybraliśmy lokalny targ z przyprawami w centrum St. George’s, następnie za 15$/os. wzięliśmy wspomniane water taxi [cena w 2 strony] na plażę Grande Anse; trochę żałujemy nie pojechania do Parku Narodowego Grand Etang z jeziorem w kraterze wulkanu otoczonym bujnym lasem deszczowym, ale dla Dżuniora opcja z plażą była najlepsza. Port w St George’s uważany jest za najbardziej malowniczy port na całych Karaibach – rzeczywiście jest przepiękny.

6. Martynika:

– na statku: 50euro/os. za transfer na plażę w Sainte-Anne, 76 euro za słynny ogród Botaniczny Balata, 90euro/os. za ten sam ogród + destylarnia rumu Clement; 95euro /os. za zwiedzanie St.Pierre oraz destylarni rumu

 – nasza opcja: Martynikę zwiedzaliśmy autem na własną rękę przez 2-3dni jak już opuściliśmy statek: 100euro daliśmy za auto za cały okres wypożyczenia i zwiedziliśmy okolicę Sainte-Anne z plażą Plage des Salines, północ wyspy: Trinite, okolicę latarni Caravelle, osadę rybacką Tartane [tam też mieszkaliśmy], spokojną plażę Plage de l’Autre Bord, destylarnię rumu St James [darmowy wstęp], ogród Balata w Fort-de-France [wstęp za 16 euro/os. i 11euro/dzieci powyżej 3 lat] i klimatyczne uliczki Fort-de-France.

CENA SAMEGO REJSU

Za naszą trójkę zapłaciliśmy 5600zł za rejs. Rejs był w okresie 18-25.01.2025, a płaciliśmy za niego na początku grudnia 2024.

W cenie mieliśmy wyżywienie na głównym bufecie [dostępnym cały czas], codzienne kolacje w restauracji Minuetto [jeśli nie zjawiliśmy się na umówioną porę w ciągu 15 minut od określonego czasu, kolacja przepadała, ale można było wtedy też zjeść na sali bufetowej], większość spektakli wieczornych [ale nie wszystkie], kabinę wewnętrzną bez okna, dostęp do ogólnodostępnych basenów, jaccuzzi, miniklubów dla dzieci, siłowni, ubezpieczenie, opłaty portowe, serwisowe [napiwki dla załogi]. Naturalnie zabiegi w SPA czy tematyczne restauracje były dodatkowo płatne. Na statku było też kasyno, sklepy wolnocłowe, sala kinowa, odbywały się kursy tańca, konkursy, imprezy z darmową muzyką na żywo.

Jako, że nie mieliśmy wykupionego żadnego pakietu na alkohole czy dodatkowe atrakcje za pewne rzeczy musieliśmy sobie dopłacić.

Przykładowe ceny niektórych alkoholi [w zależności od baru na statku ceny mogły się różnić]:

– lampka białego wina Grigio Pinot – 7eur

– Prosecco – 9-10eur

– piwo – 7-8eur

– woda gazowana/niegazowana dla 3-4 osób – 3,25 eur


Oto ceny dodatkowych pakietów, które nam proponowano wykupić jeszcze przed odbyciem rejsu:

  • Pakiet alkoholowy EASY: 2 457 zł za dwie osoby dorosłe + 535 zł za dziecko = 2 992 zł
  • Pakiet alkoholowy EASY PLUS: 3 402 zł za dwie osoby dorosłe + 535 zł za dziecko = 3 937 zł

Ewentualne pakiety Internetu:

  • Pakiet Przeglądarka – 1 urządzenie (Browse – 1 device): 403 zł
  • Pakiet Przeglądarka – 2 urządzenia (Browse – 2 devices): 755 zł
  • Pakiet Przeglądarka & Streaming – 1 urządzenie (Browse & Stream – 1 device): 605 zł
  • Pakiet Przeglądarka & Streaming – 2 urządzenia (Browse & Stream – 2 devices): 1 159 zł

GDZIE KUPIĆ TAKĄ WYCIECZKĘ STATKIEM?

Polacy nie mają niestety możliwości wykupienia rejsu bezpośrednio na stronie MSC. Jest kilka polskich biur pośredniczących, które zajmują się sprzedażą takich rejsów: opcja nr 1 [tutaj kupiliśmy naszą ofertę], opcja nr 2 i opcja nr 3.

JAK DOLECIEĆ I ILE TO KOSZTUJE?

Do Fort-de-France latają bezpośrednio linie AirFrance z lotniska Orly pod Paryżem. Ceny zaczynają się od 1400zł w obie strony [lot trwa ok. 9h] bez bagażu [my kupiliśmy tylko jeden bagaż na naszą trójkę]. Do Orly dolecieliśmy WizzAirem z Warszawy [bilety za 500-600zł w obie strony] i na jedną noc zarezerwowaliśmy mieszkanie w miasteczku. Licząc średnio nasz wydatek na bilety lotniczy na osobę wyszło 2500zł [w tym tylko 1 bagaż rejestrowany 20kg]. Sam rejs to przy tej kwocie tanioszka jak widać 😀

DLA KOGO IDEALNY REJS WYCIECZKOWCEM?

Jak jeszcze Dżuniora nie było na świecie, to tego typu rejsy w ogóle nas nie interesowały, ale też nasz styl podróżowania był bardzo niskobudżetowy w myśl zasady: zobaczyć i doświadczyć jak najwięcej nie wydając przy tym fortuny. Chcieliśmy też uniknąć spędu ludzi i sami wybierać gdzie w danym momencie mamy ochotę jechać, co zwiedzać, a przecież nocleg czy jedzenie zawsze się gdzieś po drodze znajdzie. Na rejsie jest bardzo wygodnie: jest wszystko czego potrzebujemy, więc jest to opcja idealna dla rodziców z dziećmi. Nie trzeba przejmować się, że dziecko czegoś nie zje, bo jest tyle opcji do wyboru przez cały dzień w części bufetowej statku, że zawsze coś dziecko weźmie. Nie trzeba sobie nic organizować samemu: są pokoje zabaw, baseny, a wieczorem atrakcje: kursy tańca, spektakle, zabawy. Na statku jest też Centrum Medyczne. Co prawda żeby rodzice mogli w pełni odpocząć wypadałoby, żeby dzieci były starsze i mogły skorzystać z większości atrakcji na statku, ale i tak jest wszystko pod ręką dla maluchów. Kolejna grupa, której takie wakacje mogą odpowiadać to zdecydowanie emeryci – wszystko pod nosem, do tego w razie sytuacji awaryjnych opieka medyczna na miejscu. Sporo było też osób jeżdżących na wózkach: w wielu miejscach przestrzeń jest dostosowana dla inwalidów. Minusem jest fakt, że żadna wycieczka sprzedawana na statku nie jest dostosowana pod osoby na wózkach, więc są zdani na zwiedzanie wysp na własną rękę.

Naszym zdaniem tydzień na statku w jednym miejscu dla młodych bezdzietnych i bardzo aktywnych osób [mimo, że jest co robić] może być nieco nużący. Sami będąc z dzieckiem, kiedy to nie ma co na nudę narzekać, uznaliśmy, że taki tydzień, a nawet jedyne 5 dni jest wystarczający w takim miejscu.

Będąc z małym dzieckiem naturalnie mieliśmy wcześniejsze pobudki, na czym wychodziliśmy dużo lepiej, bo w części bufetowej nie było tłumów na śniadanie, a na pokładzie ‘’spacerowym’’ też były pustki [jedynie spotykało się porannych biegaczy], więc wschód słońca był niemal tylko dla nas. Kolacje w restauracji przypisanej do nas też były udane i przede wszystkim kameralne zamiast jedzenia na tłumnym bufecie. Na pewno trzeba sobie rozplanować dobrze czas, żeby nie czuć się jak na typowych wakacjach All Inclusive [czego osobiście nie lubimy] i znaleźć dla siebie takie aktywności, które pozwolą miło spędzić czas. Jeśli zamierzacie odbyć taki rejs z malutkimi dziećmi, to warto pomyśleć o słuchawkach wygłuszających, bo wieczorami jest naprawdę głośno [koncerty, kursy tańca, imprezy], a w ciągu dnia przy głównym basenie też cały czas dudni muzyka i są konkursy – można ulec przebodźcowaniu.

Co do samego komfortu w kabinie w nocy lekko odczuwa się bujanie śpiąc na wyższych piętrach statku – przez co sen może być trochę zakłócony. Czasami budziły nas obijające się o siebie wieszaki w szafach:) Generalnie bujanie jest obecne w niewielkim stopniu i da się do niego przyzwyczaić.

CZY TAKIE ZWIEDZANIE PO 1 DNIU NA KAŻDEJ WYSPIE MA SENS? NIE LEPIEJ ZOSTAĆ TAM NA DŁUŻEJ?

Wiadomo, że jeden dzień na danej wyspie to za krótko, żeby zobaczyć ją w całej okazałości czy poznać dogłębnie lokalną kulturę, ale umówmy się – nawet po tak krótkim pobycie na wyspach nie mamy jakiegoś niedosytu i zamiaru, żeby tam wracać [no może jedynie na Barbados] i to nie o to chodzi, że coś nam się nie spodobało, ale jednak wyspy są bardzo do siebie podobne. St. Lucia co prawda szczególnie się wyróżnia swoją górzystością [udało nam się nawet włączyć w krótki plan zwiedzania jeden z najpiękniejszych szlaków], ale reszta wysp jest bardzo podobna. Niemal wszędzie powtarzają się: ogrody/plantacje, wulkany, piękne plaże, miejsca do snorkowania, destylarnie rumu i podobna kuchnia – w końcu to Karaiby, więc podobieństw jest bardzo dużo. Warto więc obczaić sobie przed wyjazdem kilka opcji najciekawszych do zobaczenia zamiast zwiedzać wszędzie to samo i namieszać sobie w głowie:)

Wyspy są niewielkie [poza Martyniką i Gwadelupą]. Na Martynice zaczynaliśmy i kończyliśmy rejs, dlatego zdecydowaliśmy się zostać tam jeszcze 3 dni po jego odbyciu i wypożyczyć samochód, żeby coś na miejscu zobaczyć. To tam właśnie mieści się jeden z najpiękniejszych ogrodów: Jardin Balata [wyjątkowy, bo jest w nim też trasa z wiszącymi mostami], jest też masa destylarni rumu, wulkan, bujna roślinność, mniejsze osady rybackie czy piękne plaże.

CZY WYBRALIBYŚMY SIĘ PONOWNIE NA TEGO TYPU REJS?

Jeśli w programie rejsu byłyby małe wyspy, które w jakiś sposób da się ‘’ogarnąć’’ ze zwiedzaniem, to jak najbardziej. W domyśle mamy inne wyspy karaibskie (oczywiście poza Kubą i Dominikaną na Haiti, bo są to spore państwa, które swoją drogą już ogarnęliśmy na własną rękę).

CO ZE SOBĄ ZABRAĆ NA STATEK?

W przeciwieństwie do luźnych backpackerskich wakacji statek wprowadza czasami atmosferę odrobiny luksusu zwłaszcza wieczorem kiedy można zastać na pokładzie pasażerów w garniakach czy sukniach wieczorowych. Generalnie codziennie na ekranach dotykowych bądź też w aplikacji MSC na telefonie dostajemy informację co do oczekiwań/propozycji jeśli chodzi o strój wieczorowy i większość pasażerów rzeczywiście się do tego stosuje: wieczór karaibski, white party w białym ubraniu, casual, smart casual, formal. Generalnie był to pierwszy nasz wyjazd z Dżuniorem, na który wzięliśmy ze sobą dużą walizkę 20kg [co prawda na naszą trójkę:D, no ale była:D]. Michał nie brał garniaka, ani ja typowej sukni wieczorowej do ziemi, ale mieliśmy jakieś w miarę eleganckie ciuchy.

Poza tym do częstych plażowo-wodnych klimatów zawsze nam się przydaje wodoodporny ocean pack, maska do snorkowania (choć  na tych wyspach od brzegu nic ciekawego pod wodą nie zobaczyliśmy, ale można było wybrać się łodzią na snorkelling), okrycie na głowę, okulary przeciwsłoneczne czy krem z filtrem. Dodalibyśmy tutaj jeszcze coś przeciwko repelentom jako, że sama doznałam ataku pcheł piaskowych na 2 plażach Martyniki. Poza tym na wyspach trafiliśmy kilka razy na deszcz, a na samej St. Lucii co godzinę padało przez 5 minut. Przydało się więc ponczo przeciwdeszczowe.

NA CO ZWRÓCIĆ UWAGĘ: ZAGROŻENIA I INNE?

  • KLIMATYZACJA NA STATKU.

Nie mieliśmy ani rewolucji żołądkowych ani większych problemów ze zdrowiem. Natomiast dużym minusem statku jest klimatyzacja działająca na wysokich obrotach. Mając kabinę bez okna i balkonu, a chcąc mieć czym oddychać w nocy włączaliśmy klimatyzację a w wielu miejscach na statku [zwłaszcza przy windach czy w teatrze] było mroźno i dopadło mnie przeziębienie. Warto zabrać ze sobą niejedną bluzę z długim rękawem. Wcześnie rano spacerując po pokładzie na świeżym powietrzu zdarza się, że mocno wieje.

  • PCHŁY PIASKOWE NA PLAŻACH.

Schodząc ze statku jak zwiedzaliśmy Martynikę na własną rękę przez 3 dni moje nogi dopadły wspomniane mikroskopijne pchły piaskowe, ale bąble i okropne swędzenie dały się we znaki dopiero w drodze powrotnej do Polski. Podobno repelenty czasami nie działają w przypadku pcheł, ale polecano nam smarowanie się olejem kokosowym czy aloesem, bo tego podobno te małe owady nie lubią. Natomiast w momencie już swędzenia i powiększania się bąbli najbardziej sprawdziło się smarowanie nóg octem jabłkowym, żel Fenisil wydał się trochę za słaby, ale w późniejszym etapie [kiedy swędzenie zostało zminimalizowane] przydał się. Pchły piaskowe najbardziej lubią atakować dzieci w okolicy kostek, stóp, nóg. Nie wyobrażamy sobie jak poradzilibyśmy sobie gdyby zaatakowały naszego synka. Na szczęście to mnie zawsze atakują wszelkiego rodzaju insekty, a to mniejsze zło dla nas:)

  • KOMARY PRZENOSZĄCE DENGĘ.

Na Karaibach jest ich ogólnie dużo, ale o dziwo nie spotkaliśmy ani jednego komara podczas całego naszego pobytu (miesiąc: styczeń). Warto jednak mieć przy sobie repelenty na wszelki wypadek. O tym jak sama przechodziłam dengę w Malezji i jak wyglądał mój pobyt w szpitalu w Kuala Lumpur przeczytacie TUTAJ. Warto być świadomym do czego może doprowadzić ta choroba.

GDZIE SPAĆ W FORT-DE-FRANCE?

Stosunkowo blisko od portu znajduje się KARIBEA SQUASH HOTEL. Z okna naszego pokoju mieliśmy nawet widok na zatokę i widzieliśmy kiedy podpływa statek. Z lotniska dostaliśmy się autobusem ‘’A’’, który kosztował nieco ponad 1 euro, ale kierowca widząc nas machnął ręką, więc mieliśmy darmową podwózkę. Nocleg w hotelu kosztował nas około 120 euro za pokój.

PODSUMOWANIE WPISU

Jeśli macie jakieś pytania odnośnie tej podróży, piszcie w komentarzu. Jeśli uważacie ten post za pomocny, też dajcie znać:) Będzie nam bardzo miło:)

8 Replies to “KARAIBY: REJS PO MAŁYCH ANTYLACH – WSZYSTKO, CO POWINIENEŚ WIEDZIEĆ”

  1. Przeczytałam cały tekst, super relacja bardzo mi się podobała i na pewno pomocne wskazówki. My w tym roku mieliśmy podobny 6 dniowy rejs statkiem tyle że z Miami i nie MSC tylko Royal Caraibian odwiedziliśmy Meksyk i Kaymany. Zasady na statku bardzo podobne tyle że moze było więcej atrakcji dla maluchów (choć my i znajomi mamy akurat 10 latki). Dziękuję za recenzje może sie skusimy następnym razem :)))))

    1. Super:) Dzięki za info:) My w Meksyku byliśmy kilka lat temu i zwiedziliśmy na własną rękę 5 regionów, ale wtedy jeszcze Dżuniora nie było na świecie:) Zdecydowanie na takich statkach mają lepiej wlaśnie 10-latki niż maluchy 1-3:) pozdrawiamy Was serdecznie

  2. Przeczytałam od deski do deski🙂, super opisane etapy podróży, konkretnie i szczerze a to dla mnie najważniejsze. Dziękuję bardzo że chciało wam się to opisać. Życzę dalszych super podróży z Dzuniorem i bez, pozdrawiam cieplutko Katarzyna🤗

    1. Dziękujemy, Kasiu:) Bardzo nam miło to czytać:) Życzymy Ci niezapomnianych podróży! Uściski od całej naszej trójki:)

    1. Średnio 2500zł od osoby. Piszę średnio, bo mieliśmy tylko 1 bagaż rejestrowany, który był na mnie [Ruda] i w obu liniach trzeba było za niego płacić. Loty Wizzair z Wawy do Paris Orly, potem Air France do Fort-de-France.

  3. Mega post z mnóstwem przydatnych informacji. Dzięki za Waszą pracę! ❤️ Tak jak kiedyś w ogóle nie rozważałam takich opcji jak rejs,tak po waszym wpisie myśle sobie,że może i to nie jest takie złe 😉 A jeszcze dopytam-czy schodząc na ląd zawsze znajdzie się opcję zwiedzania proponowane przez miejscowych,czy jest ryzyko,że zostanie się na lodzie i nie zobaczy nic oprócz okolic portu? I czy te opcje wycieczkowe proponowane na statku gwarantują powrót na czas na pokład? Jeśli tak,to może dlatego mimo wysokich cen są na nie chętni?

    1. Hej Ola:) bardzo nam miło:) zawsze kogoś spotykaliśmy , nie ma z tym problemu:) tak, niektóre opcje gwarantują dojazd na czas, bo np. powrót jest taksówką wodną, a nie autem i korki wtedy nie wchodzą w grę:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *