Ahoj z Timoru Wschodniego! To już 3ci dzień jak próbujemy się dostać na prawy koniuszek wyspy na rajską wysepkę Jaco. Niestety, żeby zrobić to budżetowo potrzeba duuuużo czasu. Stan dróg w Timorze jest tragiczny – w sumie to nawet mało powiedziane. To jedno z najmłodszych państw świata (istniejące od 2002 roku, wcześniej było jeszcze częścią Indonezji) musi się porządnie jeszcze ogarnąć. Zgodnie z tym, co mówili nam lokalni mieszkańcy rząd zaprzestał robót drogowych w niektórych miejscach i raczej prędko nikt się za nie nie weźmie . Pomyślcie sobie, że w niektórych miejscach pokonujecie kawałek 45-kilometrowy w 3h! Wyczepie Was tak po drodze po tych cholernych dziurach, że się odechciewa wszystkiego. Niektóre dziury są tak głębokie, że microlety (to takie mini-busiki, a jak dla nas puszki na kółkach :D) wpadają do nich kołem do połowy, a dodajcie do tego niedajboże złe warunki pogodowe wraz z błotem na drodze, to prawdopodobieństwo dojazdu gdzieś na czas albo w ogóle dojazdu jest znikome. Nam przez te utrudnienia w dojeździe gdziekolwiek rozsypuje się cały plan zwiedzania..

Zaczęło się od tego, że z indonezyjskiego Kupang nie dostaliśmy się tego samego dnia do Timoru Wschodniego do Dili: wsiedliśmy w lokalny busik i okazało się, że jak dojechaliśmy do Atambua, gdzie mieliśmy się przesiąść dalej, powiedziano nam o takim małym szczególe, że celnicy na granicy o godz. 16:00 to już nie pracują…, więc musimy zostać na noc w Atambua:/ No i zostaliśmy tam:/ od razu mówimy, że w tym mieście nic nie ma, więc nie polecamy zostawać tutaj na noc. Jak można uniknąć tego niepotrzebnego noclegu? Teraz już wiemy, że można skontaktować się wcześniej z firmą Timor Tour & Travel (szczegółowe dane umieszczamy na końcu tego posta) i u nich kupić bilet na autobus (tak naprawdę wyglądem przypomina bardziej bus) z Kupang do Dili, który wyjeżdża o 5:00 rano i na czas przejeżdża przez granicę indonezyjsko-timorską (kosztuje około 25USD). Cała trasa to 12-15h jazdy, ale przynajmniej tego samego dnia jest się już w Dili. Loty Kupang-Dili zostały wstrzymane 3-4 miesiące temu. Jedyną racjonalną opcją jest dostanie się jeszcze do Dili z Denpasar, Bali – koszt lotu to około 250USD. My jak już dotarliśmy do Atambua, miasta tuż przed granicą z Timorem Wschodnim, gdzie musieliśmy zostać na noc, kupiliśmy bilet na autobus stamtąd do Dili, który odjeżdża tylko o godzinie 12:00 i kolejny o 13:00. Do granicy dociera się po 1h, potem trzeba liczyć jakieś 45min-1h na granicy aż wszyscy się ogarną, a potem wcale nie 3h do dojazdu do Dili (jak wszyscy mówią) tylko nawet 5! Tak było niestety w naszym przypadku.. , ale plus dla nich za to, że odwożą każdego pod wskazany adres.

Jakie wrażenia z granicy indonezyjsko-timorskiej?

Otóż bardzo przyjemne. Od 2015 roku obywatele Unii Europejskiej nie mają obowiązku posiadania wizy, żeby dostać się na Timor Wschodni (lokalna nazwa z portugalskiego: Timor Leste). Jeszcze przed tą datą trzeba było aplikować online o Visa Authorisation Letter i czekać 10dni oraz zapłacić 30USD na przejściu granicznym. Teraz bezpłatnie można przekroczyć zarówno granicę powietrzną jak i lądową i przebywać na terenie Timoru max 90dni. Przejście graniczne jest bardzo zadbane. Odbijają nam najpierw pieczątkę w Indonezji, a  potem zanim dostaniemy się do Timoru trzeba uzupełnić 2 małe kartki: jedną Arrival Card i drugą: Declaration of goods. Potem pomijamy okienko: ‘’Visa on Arrival’’ jako, że nas nie dotyczy i udajemy się od razu do kontroli paszportowej. Tam zabierają nam jedną kartkę, a potem kolejną wyciągają panowie siedzący ściśnięci przy stoliczku. Wychodzimy i pod drzewem siedzą kolejni panowie, którzy sprawdzają nasze bilety autobusowe. Tam też czekamy na resztę pasażerów, którzy jadą z nami w busie.

Bemvenidos a Timor Leste!

No i zaczęła się zabawa. Takiego hardcore’u na drodze nie spodziewaliśmy się w ogóle. W jednym miejscu nawet przejeżdżaliśmy przez bystry nurt rzeki omijając budowany w tym czasie most i modliliśmy się, żeby bus nie ugrzązł w rzece na dobre. W kolejnym miejscu jadąc z zawrotną prędkością kierowca nie zauważył, że po prawej stronie (w Timorze jeździ się po lewej stronie) osunęły się na drogę skały i jak niedajboże z zakrętu wyjechałby jakiś samochód, to uciekając przed skałami musiałby wpierdzielić się na nasz pas.. Na szczęście nic nie jechało! Po 6 godzinach w końcu dojeżdżamy pod ‘’nasz’’ adres.

 

W Dili mamy się dostać do Gama Apartments (schludne małe mieszkanka za 15USD za 1 kwaterę). Nasz kierowca nie może się dodzwonić na wskazany przez nas numer, wysiadamy z busa, dochodzimy do jakiś mieszkań, a tam żywej duszy nie ma. W końcu zza ogrodzenia podchodzi do nas gostek. Mówię do niego po portugalsku, on średnio rozumie (niesłusznie zakłada się, że wszyscy Timorczycy mówią po portugalsku; duża część społeczeństwa posługuje się językiem tetum, który jest bardzo podobny do indonezyjskiego – w tym czasie jak gadałam z gostkiem jeszcze tego nie wiedziałam, stąd nie wpadłam na to, że mój podstawowy indonezyjski mógł być bardzo pomocny), na szczęście rozumie wystarczająco. Okazuje się, że właściciela nie ma na miejscu, ale jakaś pani sprzątająca udostępnia nam jedno mieszkanie. Wieczorem podchodzimy do blisko położonej lokalnej knajpki, która nawet na maps.me jest opisana jako smaczna i tania, i tak trafiamy do indonezyjskiego baru mlecznego, gdzie każde danie serwuje się za jedyne 1,5USD! Zamawiamy nasi ayam (ryż z kurczakiem), a  dostajemy do tego jeszcze sporo warzyw i zupkę, poza tym porcja jest ogromna. Przyzwyczajeni do typowych porcji indonezyjskich jesteśmy zaskoczeni, że tutaj można naprawdę zjeść do syta (opis lokalizacji na końcu posta).

Następnego dnia pojawiamy się już przed 7:00 na dworcu autobusowym Becora i fartem łapiemy od razu busika do Baucau. Do Baucau dojeżdżamy w 5h zamiast przewidzianych 4 i nocujemy u mieszkańców, Kubańczyków, których poznajemy w busie 😀 Na miejscu Jesus oprowadza nas po miasteczku i idzie z nami na zakupy na targ i do lokalnych sklepików. Żeby się odwdzięczyć za nocleg Michał przygotowuje kolację: polskie placki ziemniaczane, kurczaka oraz sałatkę warzywną, kupujemy też lokalne piwka (jak się okazuje najlepiej wypada smakowo jednak nasz ulubiony indonezyjski Bintang!).

Kupujemy wreszcie miejscowy internet: kupuje się takie kartki zdrapki z numerkiem za 1USD (tzw.pulsas) i internet działa wtedy nieprzerwanie przez 24h. Z jakością jest gorzej, nie zawsze można oglądać filmy, i udostępnienie na laptopie działa słabo. Jesus uświadamia nas jaki język jest popularny w wielu timorskich miastach, a zwłaszcza na wioskach. To wtedy właśnie dowiadujemy się o bliskim pokrewieństwie tetum z językiem indonezyjskim. Podobno napotykani młodzi ludzie w większości nie rozumieją portugalskiego i mówią właśnie w języku tetum, a ze starszymi można dogadać się z kolei po portugalsku. Dowiadujemy się też, że lokalnym wykwintnym daniem jest potrawa z psa.. Nasi Kubańczycy mówią też, że nawet ich pies boi się ciemnoskórych lokalnych mieszkańców ze względu na ich niecny zwyczaj; na szczęście trzymają psinę w domu. Jakieś 7km od centrum Baucau znajduje się przepiękna Uatabu Beach, na którą niestety nie zdążyliśmy dotrzeć. Plaże Timoru są niesamowicie piękne, ale.. jest jeden minus – na większości z nich zastaniecie krokodyle czy to w wodzie czy to właśnie na piasku. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest spokojnie, nikt Was nie zaatakuje, i tak właśnie powstały autentyczne historie o mieszkańcach, którzy zapominali o zagrożeniu, zasypiali na plaży i zostali zaatakowani przez krokodyle. Popularne są również przypadki krokodyli atakujących w wodzie, nie należy więc absolutnie wchodzić do wody w miejscach, gdzie napotkamy na tabliczki ostrzegawcze bądź mieszkańcy ostrzegą nas o takowym zagrożeniu! Legenda mówi, że ogromny krokodyl żyjący niegdyś na Oceanie Spokojnym zamienił się w wyspę dziś zwaną Timorem, której plaże zostały zamieszkałe przez duże ilości krokodyli. Na szczęście miejsce do którego zmierzamy nie słynie z krokodyli, a z żółwi, pięknych kolorowych rybek i raf koralowych.

Kolejnego dnia mamy ambitne plany, żeby dostać się na Valu Beach, plaży położonej najbliżej naszego celu – wyspy Jaco , którą wszyscy jednogłośnie się zachwycają. Sprawa się jednak skomplikowała.

Zaczęło się od czekania 3h na lokalny pojazd o nazwie ‘biscota’ (to taki mniejszy autobus) / w ostateczności podjechał microlet, potem po drodze złapaliśmy 2 razy gumę, a potem musieliśmy się wracać ponad 10km (wierzcie nam, że to dużo jak na takie warunki..), bo jedna paniusia jak poszła zrobić siku w krzaki, a kierowca wymieniał wtedy oponę, zostawiła torebkę na ziemi w tych krzaczorach..??a na sam koniec jak dojechaliśmy do miasteczka Lospalos powiedziano nam, że dalej nic już tego dnia nie kursuje i jeden gostek chciał z kolegą zawieźć nas 46km dalej do naszego celu za 100 dolarów ?? potem był problem z noclegiem w Lospalos, bo jest tam tylko 1 guesthouse i 1 hotel. Jak weszliśmy do guesthouse’u, to stwierdziliśmy, że tam jeszcze tylko ku*wy i szczura brak.. syf straszny, a miejsce jakieś takie opustoszałe. Wreszcie dotarliśmy do jedynego hotelu z OK warunkami- cena za standardowy pokój trochę nas zwaliła z nóg /40USD/, ale nie mieliśmy innego wyjścia jak zostać.

Następnego dnia podchodzimy pod główne skrzyżowanie w Lospalos, na którym znajdziecie Komisariat Policji, kościół oraz lokalny targ, i czekamy tam prawie 1h, żeby złapać anggunę (to taka ciężarówka zbiorowa, gdzie wszyscy oczywiście lokują się na przyczepie) do miasteczka Tutuala, z którego będziemy mieli już tylko 10km do naszego celu; niestety nic nie jedzie w tamtą stronę.

Nie wiemy czy lepiej czekać dalej czy jednak skusić się na propozycję jednego policjanta, który chce sobie dorobić i zabrać nas swoją prywatną angguną aż na samą plażę Valu.. Gostek chce od nas 70USD, my stanowczo odmawiamy i zgadzamy się w końcu na 50USD (40USD za jazdę + 10USD za paliwo).

Po drodze jeszcze łapiemy innych towarzyszy podróży, od których zbieramy kasę za podwiezienie 😀 Gdy dojeżdżamy do Tutuala zatrzymuje nas 2 chłopków na motorkach twierdząc, że tą angguną to my nie dojedziemy na Valu Beach, bo droga jest tak fatalna. Hmmm… dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, że droga jest już lepsza, ale tak mówił gostek, który chciał nas tam zawieźć motorem. Ostatecznie wychodzi na to, że 2 chłopków ładuje się nam na pakę twierdząc, że w razie problemów pomogą ciągnąć auto.. 😀 Kierowca dobrze wie, że próbują sobie tak naprawdę dorobić i chcieli go zatrzymać, a sami nas zawieźć na miejsce. Po przejechaniu tych 10km okazało się, że wcale nie jest tak wesoło, bo droga ciągnie się raz stromo pod górę po żwirze i kamieniach, a po chwili stromo w dół, i tak w kółko. Jedziemy częściej jednak w dół, ale już mamy przed oczami widok jak gostek musi zapierdzielać z powrotem i zastanawiamy się czy dojedzie do Lospalos bez przygód..

Dojeżdżamy wreszcie na Valu Beach! Ugadujemy się z gostkami od motorów, że to oni po nas przyjadą po 3 dniach i zawiozą nas z powrotem do Lospalos za 40USD. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po drodze nawet nie minęliśmy ani jednego samochodu, niczego.. Tam po prostu nic nie jeździ, albo natrafiliśmy na jakiś pechowy dzień. To utwierdziło nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję zgadzając się na prywatny transport. Na samej Valu Beach jest możliwość spania tylko w 2 miejscach: Sere Guesthouse i Lakumorre Traditional Guesthouse. Które miejsce wybraliśmy i dlaczego? O tym w następnym wpisie, a tymczasem uchylamy rąbka tajemnicy do jak rajskiej plaży mieliśmy dosłownie parę kroków z naszej noclegowni 🙂

 

Obiecane lokalizacje:

–>TIMOR TOUR & TRAVEL: 

1.Branch Office Kupang: Jl. Timor Raya No 8, Kupang, tel.0380-881543;

e-mail:travel_kupang@yahoo.co.id

2.Branch Office Dili: Jl 15 Oktober No 17, Audian – Dili, tel.+670-7235093

e-mail: timortravel_dili@yahoo.co.id

3.Head Office: Jl. Siwabesi (Kompleks Hotel Timor), Atambua; tel. 0289-22292

e-mail: atb_timortravel@yahoo.com

–> GAMA APARTMENTS , Rua de Circunvalacao, Dili ( to tutaj spaliśmy za 15-16USD za kawalerkę/mieszkanie za noc, warto sprawdzić dokładnie na bookingu mapę dojazdową, właściciel umieścił tam fotki z lokalizacją na mapie)

–> dobre indonezyjskie jedzenie w Dili – po wyjściu z ulicy, gdzie znajduje się noclegownia Gama Apartments trzeba kierować się na lewo – pierwszy lokal z jedzeniem po lewej

 

Poniżej na mapce informacja ile teoretycznie powinna potrwać podróż z Dili do Valu Beach (Lakumorre Guesthouse) wg GoogleMaps – 7h.., w rzeczywistości nasza podróż trwała 2,5 dnia:

Dzień 1: Dili –> Baucau (mikroletem 5h / koszt: 4USD za osobę)

Dzień 2: Baucau–> Lospalos (3h oczekiwania na biscotę pod słynnym wielkim drzewem przy Pousada de Baucau, następnie 4-4,5h do Lospalos /koszt: 4USD za osobę)

Dzień 3: Lospalos–>Tutuala–>ValuBeach (ogółem 2,5-3h prywatną angguną / koszt: 25USD za osobę)

Dodamy, że nasz nocleg w Baucau był celowy, chcieliśmy się tam zatrzymać na 1 noc. Jednak musicie wziąć pod uwagę, że jak już gdzieś zdecydujecie się pojechać, to musi to być rano, a dotarcie do kolejnego miejsca trzeba już sobie zostawić w planie na następny dzień. Na Valu Beach można było też dojechać z Dili w niecałe 2 dni kierując się od razu do Lospalos małym autobusem (10h jazdy z Dili), a potem albo dogadać się z kimś na prywatny transport do końca, tak jak my, albo czekać na anggunę do Tutuala (która nie wiadomo kiedy odjeżdża z Lospalos :7:00, 8:00, 9:00, 10:00, 11:00?) , a następnie dogadać się z kimś w Tutuala na transport na plażę (najlepiej motorbikiem). Jak więc sami widzicie, poruszanie się po Timorze Wschodnim wcale do łatwych i przyjemnych nie należy.

 

 

One Reply to “Timor Wschodni – nasza przeprawa na i przez wyspę”

  1. Pingback: Kuuk&Travel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *