Ostatnie dni w Bangladeszu były dość zaskakujące i oczywiście kolejny raz sporo się wydarzyło. To, co zdecydowanie najlepsze w tym kraju to, jak już wspominaliśmy, ludzie oraz jedzenie! Najgorszym problemem są problemy środowiskowe : ludzie żyją autentycznie na śmietnikach, mają gdzieś otaczającą ich przyrodę; powiecie, że w Azji tak jest wszędzie – byliśmy już w 20 krajach azjatyckich i to co zobaczyliśmy tutaj przebiło kilka razy dotychczasowe śmieciowe doświadczenia :/ Nawet w parkach naturalnych chodzi się dosłownie po śmieciach, wyjdziesz z hotelu, wchodzisz na śmietnik –> WSZĘDZIE!. Źle prowadzona polityka rządu; rządu , który jest jednym z najbardziej skorumpowanych w całej Azji, doprowadza do porządnych zaniedbań środowiskowych jak i kulturowych, historycznych (nie dba się o elementy własnego dziedzictwa kulturowego, nie odrestaurowuje się autentycznych perełek kraju tylko pozwala na ich zaśmiecanie i znieważenie). Nie poprawia się bytu ludzi w społeczeństwie, gdzie ponad 60% ludności żyje w biedzie, a około 57% to analfabeci.

Poniżej nasze spostrzeżenia (jest tego sporo) z ostatnich dni pobytu w Bangla:

*** LUDZIE – naprawdę tak pomocnych ludzi mało gdzie można spotkać, a mało tego niesamowicie czują potrzebę bycia razem, w skupisku i dzielenia się swoją kulturą, a zarazem wyrażają ciekawość i chęć poznania innych kultur. To pierwszy, jak do tej pory, kraj, w którym nawet mogliśmy zrobić sobie zdjęcie z porządnie zakapturzoną Muzułmanką i nikt się o to nie burzył, było tym bardziej więcej chętnych do wspólnych fotek i wymiany zdań. Na dworcu z kolei oczekując na nocny pociąg zostaliśmy otoczeni przez grupę młodych ludzi, którzy na naszą cześć zaśpiewali 3 piosenki bengalskie, stworzyli przy tym tak niesamowitą atmosferę, że czuliśmy się jak na imprezie 😀 Tutaj każdy uwielbia śpiewać i chce pokazać co potrafi, to niesamowite! Co więcej, dzięki naszemu gospodarzowi w Dhaka z Couchsurfingu, Tariqowi, mogliśmy poobserwować jak naprawdę żyją ludzie na co dzień, co jedzą w domach, na imprezach (zostaliśmy zaproszeni na imprezę urodzinową do jego rodziny), jak pracują (byliśmy z nim w jego firmie, gdzie pracuje jako dziennikarz), gdzie robią zakupy i jakie są lokalne ceny produktów, jak i kiedy świętują lokalne święta (mieliśmy okazję uczestniczyć w Saraswati puja , czyli święcie bogini mądrości, wiedzy i sztuki zwanej Saraswati).

***JEDZENIE – potrawy w Bangladeszu są bardzo dobrze doprawione, wręcz pikantne (wpływy kuchni indyjskiej), a nam właśnie takie wyraźne smaki odpowiadają. Oprócz jadania u naszego gospodarza, który jest wegetarianinem mieliśmy okazję zjeść przepyszną kolację w domu jego siostry, gdzie uczestniczyliśmy w imprezie urodzinowej 2 dzieci, a poza tym bardzo smakowało nam jedzenie w knajpie ‘’Royal Flavours’’ w Cox’s Bazaar z wpływami indyjskimi, chińskimi i bengalskimi (to tam płaciliśmy za jedno danie około 5zł). Sam Bangladesz słynie głównie z produkcji ryżu, ale jeśli mamy być szczerzy, to zdecydowanie bardziej odpowiada nam ryż, który jadaliśmy w Azji Południowo-Wschodniej.

***TRANSPORT – Dhaka liczy 16mln mieszkańców, poruszanie się po starej jej części to jakiś dramat. Nasz rekord powrotu do domu Tariqa (naszego gospodarza), który mieszka w nowej jej części to 4h przedostawania się przez miasto (autobusem, Uberem, tuk-tukiem, rikszą).. Masakra jednym słowem. Poza tym jakość dróg jest tragiczna. To, co pozostało po Brytyjczykach: drogi, tory kolejowe w większości miejsc dalej funkcjonuje tak samo. Jadąc Uberem z powrotem do mieszkania mieliśmy mały wypadek: auto wpadło do ogromnej dziury w drodze i  zostało w połowie zmasakrowane, a nasz bengalski przyjaciel siedzący obok kierowcy walnął głową o przednią szybę, szyba pękła, jemu na szczęście nic się nie stało. Tego samego dnia mieliśmy też małą kraksę naszego autobusu z innym lokalnym – jazda po centrum Dhaka to nie przelewki. Poza tym wszędzie jest masa pyłu, smogu. Po całym dniu spędzonym w Dhaka człowiek wygląda niemal jak kominiarz 😛 My nie mogliśmy się domyć z brudu za pazurami przez cały nasz pobyt tam. Używaliśmy też na miejscu maski ‘’lekarskie’’ na twarz, bo po prostu nie dało się normalnie funkcjonować. Pył osadzał się w gardle i bardzo ciężko się oddychało. Jednym słowem Dhaka to najmniej przyjemne miasto w jakim mieliśmy okazję w ogóle przebywać. Innym mało przyjemnym miastem było Chittagong, do którego dostaliśmy się z Dhaka pociągiem w nocy. W pociągu mieliśmy zarezerwowane zwyczajne miejsca siedzące jako, że za późno dokonaliśmy rezerwacji i nie było już miejsc w wagonie sypialnianym.

Odnośnie kolei w ciągu dnia można natrafić na ciekawy widok ludzi podróżujących na dachach pociągów. Mieliśmy nadzieję natrafić na chmarę ludzi wiszących na pociągu, ale jak się okazało, jest to możliwe jedynie podczas ‘’grubych’’ świąt, kiedy masa ludzi przemieszcza się z miejsca na miejsce po całym Bangla.

Z kolei jednej nocy mieliśmy ciekawe doświadczenie podróżowania wypasionym sleeper busem, czyli autobusem sypialnianym. To był dla nas zdecydowanie najbardziej komfortowy środek komunikacji w tym kraju.

***ŚMIECI –  o śmieciach już trochę pisaliśmy; Bangladesz przebija pod tym względem wszystkie dotychczas odwiedzone przez nas kraje azjatyckie. Nawet w tak turystycznym miejscu jak nadmorskie miasto: Cox’s Bazaar z najdłuższą plażą świata nie dba się o środowisko (tylko w ekskluzywnych hotelach z prywatną plażą jest czysto, wyjdziecie poza bramę hotelu i chodzicie po wysypisku) i nawet pobliski park narodowy (Homchori) tonie w śmieciach, ale opłatę za wstęp pobierają – nie polecamy tego eco parku (zawód totalny!).

Ponadto produkty pomocy lokalnej ludności transportowane do Bangladeszu i dostarczane m.in. przez WFP (World Food Programme) są wykorzystywane przez lokalną ludność do handlu wtórnego. Widzieliśmy stoiska z produktami typu szampony, mydła, środki czystości, jedzenie (np. płatki owsiane) z etykietami WFP sprzedawane przez tych ‘’biedaków’’ ludziom z wyższych sfer w dobrej cenie. To już wiecie, że realnie patrząc pomoc niesiona z całego świata jest wykorzystywana przez miejscowych, którzy z naszej perspektywy patrząc wcale nie potrzebują żadnej pomocy. WFP i inne organizacje wybudowały dla tych ludzi obozy mieszkalne, zapewniły dach nad głową, wysyłają non stop środki pierwszej potrzeby, a lokalni traktują to, jako coś, co im się po prostu należy. Na miejscu pomaga się również birmańskim uchodźcom muzułmańskim, o których było ostatnio głośno w mediach – Rohingya, i którzy mają zapewnione w Bangladeszu schronienie i podstawowe środki (żywność i środki codziennego użytku) , a pomaga im w tym lokalna organizacja UNHCR. Ważne jest, żeby mieć świadomość, że nasza pomoc wcale niekoniecznie pomaga tamtym ludziom. Wtórny handel to jedna sprawa, a są jeszcze inne negatywne konsekwencje niesienia ‘’pomocy’’ w postaci zapewniania produktów codziennego użytku tamtym terenom, jak m.in. ‘’zamrożenie’’ lokalnego rolnictwa i lokalnej gospodarki ogółem w tych rejonach.

***PEREŁKI KRAJU – nie byliśmy wszędzie, nie dało się, poza tym większość turystów dostaje wizę tylko na 10dni (koszt 51 USD!) i tu pojawia się problem, bo żeby dotrzeć do tych piękniejszych zielonych miejsc, jak np. rejon RANGAMATI turysta musi starać się o zezwolenie, na które czasem czeka się nawet 3 dni i trzeba też skorzystać z pomocy ludzi lokalnych, żeby je załatwić. Kolejnym miejscem, które nie zdążyliśmy odwiedzić i strasznie tego żałujemy (najdłuższa plaża świata nas rozczarowała, gdybyśmy wiedzieli, że tak będzie od razu wyruszylibyśmy do dżungli) to SUNDARBANS, gdzie pewnie nie mielibyśmy aż takiego szczęścia, żeby spotkać słynnego tygrysa bengalskiego, ale przynajmniej znaleźlibyśmy się w dużo ciekawszym miejscu – jeśli będziecie wybierać się do Bangladeszu, nie popełnijcie tego samego błędu, co my – jedźcie tam! Inną absolutną perełką kraju jest dawna stolica – SONARGAON z tzw. PANAM CITY składającą się z 52 budynków charakteryzujących się mieszanką stylu artystycznego europejskiego ze stylem Mogołów (ludów muzułmańskich z Północnych Indii pochodzenia turecko-mongolskiego) – szkoda, że nie ma planów odrestaurowania tego miejsca, rząd niespecjalnie się nim interesuje. Odrestaurowano jedynie część miasta ze słynnym muzeum.

***BENGALSKI TAJ MAHAL – no i tu nasze zaskoczenie: stworzono replikę indyjskiego Taj Mahala, ktoś by powiedział, że to taka popierdółka niegodna uwagi, a jednak miejsce niesamowicie fotogeniczne, co prawda nie jest tak łatwo do niego dojechać, ale ogromnym plusem jest garstka turystów, a co za tym idzie to jedno z czystszych miejsc, które odwiedziliśmy w Bangla, i takie spokojne..!:) Wchodzi się tam na jednym bilecie (150 taka – 7zł) w połączeniu ze zwiedzaniem repliki piramidy i miejsca, gdzie kręciło się niegdyś bengalskie filmy:)

***ZWIEDZANIE Z LOKALNYM CZŁOWIEKIEM – koniecznie trzeba spróbować! Dzięki temu za transport płaciliśmy w wielu przypadkach nawet 3 razy mniej jak i również zrobiliśmy zakupy na lokalnym bazarze w cenach lokalnych bądź podobnych do lokalnych (niestety: nawet jak chodzicie z jakimś Bengalczykiem, to i tak miejscowi próbują sprzedać Wam produkt za wyższą cenę – dlatego często zdarzało się, że Tariq rezygnował z jednego stoiska, bo widział, że przeginali z cenami, i szukaliśmy czegoś dalej). Z kolei gdyby nie Loknath, przyjaciel Tariqa, to nie wiem czy dotarlibyśmy i zwiedzili w pół dnia takie miejsca jak Banglar Taj Mahal czy Sonargaon (do Banglar Taj Mahal nie docierają żadne autobusy, trzeba wysiąść z autobusu jadącego z Dhaki gdzieś po drodze, ale trzeba wiedzieć gdzie dokładnie…, a potem jeszcze przedostać się do Sonargaon i wynegocjować odpowiednią cenę z kierowcą tom-toma (=tuk-tuka), także dzięki Loknathowi mieliśmy oszczędzoną masę stresów po drodze i spędziliśmy fantastyczny ostatni dzień w Bangladeszu :)).

***WYPOŻYCZENIE ECO-SCOOTERA – w okolicy Cox’s Bazaar wypożyczyliśmy skuterek za 1200 taka za cały dzień (około 60zł). W tym turystycznym miejscu strasznie windowali nam cenę za przejazd tom-tomem (inna nazwa lokalna to CNG :P), więc skuterek był ratunkiem i dał niesamowitą wolność choć nie wydalał jeśli chodzi o moc i akumulator 😛 coś za coś. Ograniczeniem był też zasięg poruszania się nim do bodajże 25-30km..

***NAJDŁUŻSZA PLAŻA ŚWIATA (ponad 125km) – totalne rozczarowanie, jest strasznie syfnie; poza tym po przespacerowaniu się (przeszliśmy 2 kilometry) spotkaliśmy 3 martwe żółwie oraz ryby; z kolei udając się jakieś 8km od miasta plaża przypominała już klimatem nieco nasze polskie bałtyckie plaże, ale u nas i tak znajdziecie ładniejsze 🙂 Ciekawym fenomenem jest fakt, że Bengalczycy uwielbiają gromadzić się w jednym miejscu na plaży – oczywiście nie to, żeby się opalali, siedzieli, tylko po prostu stoją w tłumie, cykają zdjęcia, spacerują, szwendają się bez celu, rozmawiają.. Są też gdzieniegdzie wydzielone miejsca z leżakami parasolkami i w tych miejscach lokalni zakapturzeni leżą sobie i gaworzą, odpoczywają.

***CODZIENNY UBIÓR JEST WAŻNY – Trzeba pamiętać, że źle postrzegane jest pokazanie się na plaży w stroju kąpielowym, Bengalczycy ( w większości Muzułmanie) są pod tym względem bardzo konserwatywni, dlatego jeśli nie traficie do jakiegoś prywatnego resortu, gdzie nikt Wam nie zwróci uwagi, bo działają wg standardów międzynarodowych, to nie próbujcie ‘’rozbierać się’’ na publicznej plaży, nawet rzekomo niemile widziane jest ściągnięcie koszulki przez mężczyzn (tak nam powiedziano, ale przypuszczamy, że znajdą się też miejsca, gdzie biali faceci bez koszulek będą uważani za modelów do kolejnych zdjęć :P. Tylko po co ryzykować?). Będąc na wyspie Saint Martin ja np. wzięłam ze sobą mój strój surfingowy, który de facto założyłam pierwszy raz w życiu, ale sprawdził się idealnie – zakrywał najbardziej ‘’problematyczne’’ dla lokalnych części ciała). A na co dzień? Kobietom polecamy zakrywać nogi chociaż do kolan – ja nosiłam jak nie spodnie ‘’alladynko-sindbady’’, które kupiłam w Nepalu czy Tajlandii, to sportowe decathlońskie getry i nigdy nie spotkałam się z nieprzychylnym zachowaniem ze strony miejscowych.

Jak widać, nasz pobyt w Bangladeszu wywołał bardzo mieszane uczucia. Ludzie są niebywale przyjaźni – przebijają nawet naszych ukochanych Nepalczyków, ale nie należy zapominać o poważnych problemach tego biednego kraju, które mogą zaważyć na tym czy zechcecie odwiedzić Bangladesz czy nie. Mamy nadzieję, że nasze wpisy Wam w tym pomogą, i, że mieliście okazję dowiedzieć się czegoś o tym jednym z najmniej turystycznych krajów świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *