Nepal… kraj zwłaszcza moich marzeń, chodził mi po głowie jeszcze przed katastrofalnym w skutkach trzęsieniem ziemi w 2015 roku. Nie mogło więc zabraknąć tego państwa w naszej 6-miesięcznej podróży po Azji. A jak Nepal, to nieziemskie Himalaje! A jak Himalaje, to pytania: na jaki trekking się wybrać? Czy trzeba wykupić zezwolenia? Czy konieczny jest przewodnik i tragarze zwłaszcza jak udajemy się w mniej popularne miejsca? Kiedy jest najlepszy miesiąc w roku, żeby wybrać się w góry? Ile to kosztuje? Gdzie jest mniej turystycznie i pięknie? MBC czyli Mardi Himal Base Camp położony na wysokości 4500m n.p.m. ze szlakiem otwartym w 2012 roku, więc stosunkowo niedawno, stał się naszym jasnym celem dopiero na miejscu w Nepalu i szybko wyparł chęć wyruszenia na słynne i znacznie droższe Poon Hill czy ABC (Annapurna Base Camp). Zapraszamy na opowieść o naszej samodzielnej wyprawie, bez przewodnika, tragarzy, a za to z nowo poznanym Brazylijczykiem, Thiago 🙂 W poście znajdziecie również odpowiedzi na pytania powyżej i przekonacie się, że nie trzeba być profesjonalnym trekkerem, żeby wybrać się na taki szlak, jak my (co nie oznacza, że nie musicie być dość sprawni i wyćwiczeni 😛 ).

Jedno jest pewne: w Himalajach znajdziecie masę możliwości trekkingowych i to nieprawda, że to góry tylko dla najwytrwalszych i doświadczonych! Za przykład możemy podać szlak na Poon Hill, który rzekomo wiele osób pokonało w kilka dni nawet z 10-letnimi dziećmi. Także wszystko dla ludzi! Zwłaszcza jak zatrzymujecie się w guesthouse’ach z pięknymi widokami i przepysznym jedzonkiem, żeby zebrać siły na kolejny dzień trekkingu 🙂

MBC – skąd ten pomysł, żeby wybrać się właśnie tam? Szlak, który otwarto 5 lat temu, został nam zarekomendowany przez jednego sympatycznego pracownika guesthouse’u, w którym spaliśmy w Kathmandu. Słysząc, że chcemy pójsć na niestandardowy i niezadeptany jeszcze szlak od razu polecił nam Mardi Himal Base Camp i zapewniał, że nie spotkamy na tym szlaku prawie nikogo, nawet mało co lokalnych ludzi, bo jest jeszcze na nim dość dziko. Przewodnika proponował jedynie z wioski Pothana na odcinek szlaku idący przez las, a tak to zapewniał, że sami pokonamy tę trasę bez problemu. To jak cel obrany, to trzeba było rozplanować co i jak 🙂 Z Kathmandu musieliśmy obowiązkowo dostać się do miasta Pokhara. Wsiedliśmy w autobus, który zamiast 8h jechał 11h na miejsce (co chwilę staliśmy w gigantycznych korkach). W Pokhara w biurze ACAP mogliśmy załatwić zezwolenia na trekking: tzw. Tims card i ACAP ticket = 40USD/os. za jednorazowe wejście na teren górski. Do załatwienia dokumentów będziecie potrzebować zdjęcia o wymiarach paszportowych, ale bez obaw: na miejscu za darmo je wyrabiają 🙂

A oto jak wyglądają zezwolenia:

W Pokhara poznaliśmy Thiago, który podróżuje sam od miesiąca. Zaczął od Indii, a następnym celem w jego podróży jest Afryka, a dokładnie: Etiopia, Kenia i Tanzania. Thiago spodobał się nasz plan pójścia na Mardi Himal. Chcieliśmy spędzić w górach nie dłużej niż 5 dni (wiele osób udawało się tam nawet na 2 tygodnie trekkingu, dla nas nawet tydzień wydawał się za długi). Trekking zaczęliśmy od Phedi, gdzie podjechaliśmy taxi za 300NPR/3USD/os. (autobusem lokalnym z głównego dworca w Pokhara wyszłoby o 1USD taniej na głowę, a jeszcze do dworca trzeba było dojechać taxi tak czy siak).

Oto jak przebiegała cała nasza trasa:

Dzień 1: taxi z Pokhara do Phedi – Dhampus – Pothana – Pitam Deurali

Dzień 2: P. Deurali – Forest Camp – Low Camp

Dzień 3: Low Camp – Middle Camp – High Camp (lunch + 2h odpoczynku) – Upper Vewpoint – Mardi Himal Base Camp – powrót do High Camp = hardcorowy dzień (początek trekkingu o 8:30, a koniec o 19:00)!

Dzień 4: High Camp – nowym szlakiem do Sidhing

Dzień 5: Sidhing – Lumre – jeepem do Pokhara

Poniżej opisy poszczególnych dni:

DZIEŃ 1

Pokonywane wysokości: 1) DHAMPUS: 1650m n.p.m., 2) POTHANA: 1890-1950m n.p.m. , 3) PITAM DEURALI: 2142m n.p.m.

Nasz czas trekkingu: 4-5h

Trasa z Phedi do Dhampus prowadzi po kamiennych nieregularnych schodach stromo do góry. Stąd zaczyna się wiele trekkingów włącznie z najsłynniejszym ABC, dlatego w tym miejscu spotyka się dość często innych turystów. Zbliżając się do Dhampus było coraz ciekawiej, po drodze napotykaliśmy na gospodarstwa lokalnych:

Wioska jest dość spora, początkowo wydawało się, że się nie kończy. Zatrzymaliśmy się najpierw przy punkcie widokowym na wysychającą już rzekę i wzniesienia, a potem na przekąski wewnątrz wioski.

Droga do Pothany była już łatwiejsza, nie trzeba było cały czas drałować do góry, nogi mogły odpocząć. W planie mieliśmy spanie właśnie w Pothana, ale stwierdziliśmy, że mamy jeszcze siłę iść, więc po kontroli zezwoleń nie zatrzymywaliśmy się, tylko kontynuowaliśmy dalej do Pitam Deurali.

Cały trekking zaczęliśmy w Phedi około 9:00, a w Pitam Deurali byliśmy około 13:00. Pogoda była super. Dorwaliśmy nocleg za 100NPR/1USD/os. u przesympatycznej pani i zamówiliśmy lunch: ja z Michałem słynne nepalskie Dal Bhat, a Thiago momo, czyli nepalskie pierożki. Wzięło nas, żeby skosztować Raksi, lokalnego trunku, ale nie dało się tego pić, więc alkohol zmieszaliśmy z colą 😛

Niebawem do tego samego miejsca dotarły 2 Francuzki z Czilijczykiem. Razem z Thiago do samego wieczora grali w karty, a my z Michałem rozkoszowaliśmy się widokami i słoneczkiem decydując się na totalny relaks.

DZIEŃ 2

Pokonywane wysokości: 1) KOKAR FOREST CAMP: 2420-2550m n.p.m., 2) LOW CAMP: 2975m n.p.m.

Nasz czas trekkingu: 4h

Cała trasa z P. Deurali aż do Low Camp prowadziła przez niesamowitą dżunglę. Nie braliśmy ze sobą żadnego przewodnika wiedząc, że Czilijczyk i Francuzki pokonali tę trasę w odwrotnym kierunku bez problemu idąc za znakami. Większość czasu szliśmy pod górę, ale były miejsca, gdzie chodziło się po równym terenie. Po drodze wstąpiliśmy do chłopca w chatce na herbatkę.

Jak dotarliśmy do Forest Camp, gdzie mieliśmy zatrzymać się na spanie, było zdecydowanie za wcześnie, a że nie chcieliśmy tracić dnia, sprawdziliśmy jak daleko uda nam się zajść.

Jeszcze przed dotarciem do Low Camp zebrało się na deszcz. Na miejscu zatrzymaliśmy się na noc. Było dość chłodno, o temperaturze w nocy już nie wspominając 😛 Ja z Michałem chcieliśmy kontynuować trekking, ale Thiago był za tym, żeby pozostać, więc zostaliśmy. Tego dnia zaczęliśmy trekking około 10:00 (ze względu na poranny deszcz), więc dość późno. W Forest Camp byliśmy około 12:00, a w Low Camp przed 14:00. Około godz. 15:00 zaczęło się wypogadzać na Low Camp i ukazał się przepiękny widok na górę Mardi Himal (5553m n.p.m.) oraz tzw. Fish Tail/Machhaphuchhare (6993m n.p.m.).

Miejsce, w którym spaliśmy miało nazwę Laligurans. Właściciel Jagan to niesamowicie przyjazny i gościnny człowiek 🙂 Było to pierwsze miejsce, w którym w ‘’jadalnii’’ rozpalono nam piecyk. W nocy spałam w śpiworze, na który miałam naciągnięty koc/kołdrę. Rano ”obudził” nas taki widok:

DZIEŃ 3

Pokonywane wysokości: 1) MIDDLE CAMP/BADAL DANDA: 3200m n.p.m., 2)HIGH CAMP: 3580m n.p.m., 3)UPPER VIEWPOINT: 4450m n.p.m., 4)MARDI HIMAL BASE CAMP: 4500m n.p.m., 5)z powrotem HIGH CAMP: 3580m n.p.m.

Nasz czas trekkingu: 2h do High Camp (tam 2h przerwy) + 5h (High Camp – MBC – High Camp) = 7-8h

Dzień miał się zacząć wcześnie, tzn. nawet o 6:00 rano, ale pogoda popsuła plany. Niestety będąc w tak wysokich górach żadna prognoza pogody nie pomoże. To zadziwiające jak tam się wszystko zmienia w ciągu głupich 5 minut… Wyszliśmy w końcu przed 9:00 i niesamowicie szybko dotarliśmy do Middle Camp (w 40min), a następnie całkiem sprawnie również do High Camp (w 1h30). Na miejscu chmury skutecznie zakryły cały widok. Padało co chwilę. Usiedliśmy na lunch i herbatkę imbirową. Nocleg od razu załatwiliśmy za 1USD/os i relaksowaliśmy się jakieś 2h przy rozpalonym piecu. Po 1,5h nie dowierzaliśmy naszym oczom, pogoda całkowicie się zmieniła, widoki naokoło były niesamowite, tak jakbyśmy znajdowali się w zupełnie innym nowym miejscu! Michał poszedł wybudzić Thiago, który uciął sobie drzemkę w pokoju i wyruszyliśmy na podbój MBC! Chłopaki pracujący w guesthousie patrzyli na nas nieco z niedowierzaniem, że w jeden dzień idąc z Low Camp nie robimy sobie odpoczynku tylko chcemy wyruszyć na i wrócić z MBC. Zapewne myśleli, że w połowie drogi zawrócimy..  I w sumie nie dziwię im się. Ten trekking był naprawdę wykańczający, prowadził bardzo stromo w górę, a temperatura wraz z wysokością dawały o sobie znać. Robiło się coraz zimniej, a Thiago miejscami czuł jak jego ciało reaguje na zmiany wysokościowe w miarę poruszania się wyżej i wyżej, zwłaszcza jak już zbliżaliśmy się do 4000m n.p.m. Ja tego dnia miałam miłe ‘’odczucia’’, tzn. coś w rodzaju szumienia w głowie po wypiciu alkoholu pomieszanym z zapaleniem papierosa, więc taka lekka faza 😛 Michał, jak na to, że zawsze mu się coś dzieje na dużych wysokościach i czuje intensywne zmiany w reakcji organizmu (tak ja to było w Cusco w Peru, że w nocy budził się ciężko oddychając), to tym razem okazał się najtwardszy z nas :P, mimo, że trzeba tutaj dodać jeszcze wysiłek fizyczny, który ‘’pomaga’’ w odczuciach wysokościowych.

Czym bardziej pięliśmy się w górę tym bardziej zaskakiwała nas przyroda i zwierzęta. W życiu nie myśleliśmy, że na wysokości 4000m n.p.m. można spotkać przepiękne kolorowe kwiaty czy tym bardziej zwierzęta. Nie mogło zabraknąć oczywiście JAKa (to taki bawół z mega długą sierścią), widzieliśmy również małe brązowe króliki! W Himalajach do owsianki, którą zazwyczaj zamawiałam na śniadanie dodawano mi właśnie mleko od jaka, a niektórzy zamawiali chleb tybetański posypany serem od jaka.

Ale wracając do trekkingu, czym wyżej tym mniej widzieliśmy. Chmury i mgła już przy Upper Viewpoint na 4450m n.p.m. zasłoniły nam cały widok. Ale nie poddawaliśmy się, wiedzieliśmy, że jesteśmy już niedaleko i skoro tyle zaszliśmy nie będziemy zawracać. Prawie przy samym końcu szlaku nieco się pogubiliśmy. Grunt, żeby nie tracić z oczu niebieskiego koloru szlaku i strzałek namalowanych na skałach. My je straciliśmy i musieliśmy nieco zawrócić, ale udało się dotrzeć. Na miejscu na MBC skakaliśmy jak wariaci.

Mimo, że jedynie na dosłownie kilka sekund ukazał nam się kawałek góry i to nawet nie wiemy której dokładnie, to i tak nikt nie mógł nam odebrać satysfakcji z dojścia do celu. Boże! Kto by pomyślał, że kiedykolwiek w życiu wyjdziemy na wysokość 4500m n.p.m. i to tutaj w Himalajach! Wiedzieliśmy, że jak wrócimy do High Camp, to musimy to uczcić 😛

Na MBC było tak ku(.)ewsko zimno (przypuszczamy, że pomiędzy 5 a 10 na minusie), że jeszcze chwilę na widok czekałam już w śpiworze.

O 17:00 zebraliśmy się stamtąd i na 19:00 dotarliśmy do High Camp. Po drodze widoki były oczywiście zjawiskowe. W High Camp zjedliśmy kolację i zamówiliśmy wódkę nepalską Ruslan, którą wypiliśmy z herbatą imbirową 🙂 To był wielki dzień dla naszej trójki!

Kolejny dzień z rana przywitał nas zapierającym dech w piersiach widokiem z High Camp. Ośnieżone szczyty: Annapurna South (7219m n.p.m.) i Hiunchuli (6441m n.p.m.) wydawały się być tak blisko! :

 DZIEŃ 4

Pokonywane wysokości: 1) TALERI: 3220m n.p.m., 2) VURUY: 3009m n.p.m., 3) KIMDUNG: około 2650m n.p.m., 4) 5)SIDHING: 1700m n.p.m.

Nasz czas trekkingu: 5-6h

Z High Camp zazwyczaj wszyscy kierują się z powrotem przez Low Camp i Forest Camp do Sidhing. My jednak chcieliśmy wypróbować nowy szlak, zdecydowanie dłuższy i nie tak dobrze oznaczony.

Po drodze było przepięknie, krajobraz zaskakiwał wodospadami, dżunglą, pasterzami wypasającymi barany i totalną ciszą: nie spotkaliśmy ani jednego turysty. Początkowo szlak był w miarę jasny, niebieskie oznaczenia były klarowne. W pewnym momencie dotarliśmy jednak do chatki z niebieskim dachem i tam zaczęły się schody.. Na szczęście od tamtego miejsca na drodze spotykaliśmy lokalnych, którzy kierowali nas na Sidhing.

Dlaczego nie był to łatwy odcinek? Prawie cały czas szliśmy stromo w  dół, więc możecie sobie wyobrazić jakie było to obciążenie dla kolan zwłaszcza biorąc pod uwagę nasz wysiłek z dnia poprzedniego kiedy to 7-8h szliśmy stromo do góry. Zbliżając się do wioski Sidhing zaczęło się robić strasznie gorąco, a na miejscu okazało się, że żeby dostać się do jedynego hotelu w wiosce i guesthouse’u, trzeba było jeszcze zapierdzielać w tym upale 30min-1h stromo do góry. Wykończeni 2 ostatnimi dniami, pozwoliliśmy sobie na częstsze przerwy. Wreszcie dotarliśmy do celu. Thiago miał ochotę na spanie w wygodniejszym miejscu niż ostatnio z prywatną łazienką i gorącym prysznicem, więc wybrał hotel. My wybraliśmy Goutham Cottage ze wspaniałym lokalnym klimatem, gdzie spotkaliśmy Jagan’a – tak, właściciela noclegowni z Low Camp! Był tutaj ze swoją żoną 🙂

Zastaliśmy ich jak wraz z 3 Izraelczykami obierali ziemniaki i bambusa do kolacji, które wylądowały później na naszych talerzach prosto z ich ogrodu, który mieliśmy pod nosem 🙂 To miejsce było po prostu the best! Słoneczko na tej wysokości niesamowicie przygrzewało, jadło się na dywaniku na ziemi, ceny jedzenia były dużo niższe niż w wyższych partiach gór, a widok na Mardi Himal był widoczny nawet z tego miejsca 🙂 Poza tym w nocy już nie trzeba było używać śpiworów, było wystarczająco ciepło. Jedynym minusem było robactwo, mnóstwo latających owadów próbujących dostać się do naszego pokoju.

DZIEŃ 5

Pokonywane wysokości: 1)LUMRE: około 1300m n.p.m.

Nasz czas trekkingu: 2,5-3h

 

Plan na ten dzień był prosty: dojść do Lumre, gdzie mieliśmy wsiąść w lokalny autobus bądź jeepa do Pokhary. Po drodze potrzebowaliśmy kilka wskazówek od lokalnej ludności, ale trasa ogólnie była łatwa 🙂 Na spokojnie o 11:00 opuściliśmy Sidhing. A oto jakie widoki umilały nam zejście:

W Lumre zjedliśmy makaron smażony z warzywami za 90NPR/0,90USD i poczekaliśmy na jeepa, bo jak się okazało, autobus miał być tutaj dopiero o 16:00. O 15:00 wsiedliśmy do jeepa za 200NPR/2USD/os. (lokalni płacą 150NPR, nam na początku powiedzieli cenę 300NPR, ale słusznie się nie zgodziliśmy). Trasa jeepem prowadzi przez wyboistą drogę, ale jeep nie jedzie tak naprawdę do samej Pokhary, tylko zatrzymuje się 15km przed miastem w jednej z miejscowości. Stamtąd wzięliśmy taxi za 800NPR/8USD do naszego guesthouse’u: Nepali Cottage Guesthouse. Mogliśmy podjechać do Pokhary lokalnym autobusem, ale lało niemiłosiernie i wiedzieliśmy, że z dworca będziemy musieli zapieprzać w tym deszczu do guesthouse’u.

Ważne wskazówki co do przygotowania się na trekking:

  1. Dzień przed wyruszeniem w góry załatwcie sobie wszelkie zezwolenia (Tims card & ACAP ticket = 40USD/os) w biurze ACAP. Biuro jest otwarte w Pokhara od 10:00. Zezwolenie można również załatwić w Kathmandu. W przypadku braku zezwoleń albo będziecie musieli zawrócić w Pothana do miasta, albo będziecie zmuszeni zapłacić dokładnie 2 razy więcej za wszystko wyrabiając dokumenty na miejscu w punkcie kontrolnym. Jeśli okaże się, że będziecie chcieli zostać dłużej w górach, to nie ma problemu; ważne, żeby tylko nie wyjść z terenu górskiego, bo zezwolenia są ważne jednorazowo tylko i wyłącznie.
  2. Nie ma sensu taszczyć w góry na barkach całego plecaka podróżnego ważącego 15-20kg. Lepiej zostawić większy plecak w jakimś guesthousie/hotelu w Pokhara i wziąć tylko mały plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Bagaż będzie na Was spokojnie czekał aż do powrotu z gór. 🙂
  3. Co koniecznie zabrać do plecaka w góry? Na pewno: cieplejszą kurtkę, płaszcz/kurtkę przeciwdeszczową, czapkę zimową, rękawiczki, szalik bądź apaszkę, śpiwór, ciepłą bluzę i ogólnie cieplejsze ubrania, wygodne buty sportowe, latarkę i oczywiście aparat. 🙂
  4. Kupcie tabletki na chorobę wysokościową. Kosztują bodajże nie więcej niż 1,5USD/150NPR. Zażywa się je raz po jednej z rana i raz na wieczór. W momencie jak na szlaku poczujecie, że coś jest nie tak, najszybszą pomocą będzie dużo wody mineralnej! Trzeba być świadomym, że tabletki nie pomogą ot tak niestety. Zażyjcie je więc pod koniec dnia i później na następny dzień rano przed wyruszeniem dalej na szlak.
  5. W guesthouse’ach możecie zapełnić plastikowe butelki wodą, ale weźcie ze sobą oczywiście tabletki oczyszczające wodę, które kupicie bez problemu w aptece. Są bardzo tanie, a jedna tabletka starcza na 1l wody. Po jej wrzuceniu, należy zamknąć butelkę i wstrząsnąć nią, odczekać 30min aż tabletka się rozpuści i można pić 🙂
  6. Jasną rzeczą jest fakt, że w górach nie będziecie mieli możliwości wymienić pieniędzy, więc zabierzcie ze sobą wystarczającą ilość gotówki licząc 1USD za noc za osobę oraz 2-5USD za 1 posiłek, czyli minimum 8-10USD/os/dzień. Pamiętajcie, że czym wyżej w górach się zatrzymacie, tym jedzenie będzie droższe. Wszędzie menu jest identyczne, każdy znajdzie coś dla siebie. Poniżej menu z najtańszego miejsca. W wielu miejscach trzeba liczyć ceny pokazane poniżej x2, a jak wybieracie się na ABC to liczcie jeszcze drożej niestety:
  7. Nie bierzcie ze sobą dużo jedzenia, bo wszystko tak naprawdę jest na miejscu. Wiadomo, że za wyższą cenę niż w Pokhara, ale akurat na MBC póki co nie ma przegięcia cenowego. Jako doładowanie energetyczne możecie potraktować batoniki Granola zwane w Nepalu: Trekkers Fuel, które kupicie w każdym supermarkecie. Poza tym szokujące jest to, że w guesthouse’ach mają nawet różne rodzaje alkoholu: raksi (lokalny trunek), piwo, rum, wódkę – oczywiście można spaść z krzesła jak usłyszy się cenę w niektórych miejscach.
  8. Słowo ‘Namaste’ oznaczające ‘’Dzień dobry’’ przyda się do częstego używania J Poza tym lokalni w górach już speakają po angielsku, więc nauka podstawowych słów nepalskich nie jest konieczna.
  9. Idąc trasą przez dżunglę pomyślcie o ubraniu zakrywającym całkowicie nogi (najlepiej naciągnąć skarpetki), gdyż można natrafić na sporo pijawek, które Michałowi wsysnęły się w skórę nawet przez skarpetkę! Thiago był rekordzistą krwawych pogryzień, bo miał ich chyba z 7.
  10. Pogoda w górach potrafi zmienić się w kilka sekund. Przygotujcie się na spore zmiany temperatur i odpowiednio zadbajcie o większą ilość ciepłych rzeczy jak jesteście zmarzluchami. Warto zamawiać rozgrzewającą herbatkę z imbirem w guesthouse’ach na podtrzymanie odporności 🙂
  11. Szlak jest tak klarowny, że nie potrzebujecie wydawać pieniędzy na przewodnika, no chyba, że ktoś idzie całkowicie sam, to zawsze raźniej i bezpieczniej. Najtaniej podobno za przewodnika płaci się 15USD na dzień (jak jest Was więcej, to koszt dzielicie przez ilość osób).
  12. Najlepsze miesiące na praktycznie 100%ową gwarancję widoków na szczycie to październik, listopad i marzec. Październik i listopad są zatłoczone, bo to szczyt sezonu, marzec więc wydaje się najlepszym terminem. Nasza wyprawa odbyła się z początkiem pory monsunowej na przełomie maja i czerwca. I tak mieliśmy sporo szczęścia jeśli chodzi o widoki 🙂
  13. Na MBC jeśli w ogóle natraficie na miejsce z gorącym prysznicem, to na pewno sam gorący prysznic będzie płatny w granicach : 150-200NPR/1,5-2USD. Najśmieszniejsza przy pytaniu o ciepły prysznic była odpowiedź mieszkańców: ‘’Tak, mamy normalny zimny prysznic, a oprócz tego można skorzystać z ‘hot bucket shower’ (‘gorącego wiadrowego prysznica’)’’ – w praktyce oznaczało to, że dostawaliście przegotowaną wodę w wiaderku 🙂
  14. W niektórych miejscach na trekkingu już nawet pojawiają się tabliczki, że można skorzystać z WiFi! – człowiek ucieka w góry, żeby odciąć się od świata, a tu takie rzeczy… Na szczęście WiFI nie działa prawie nigdzie – byli tacy, co się o dostęp do internetu pytali, my chcieliśmy mieć święty spokój. Przecież po to się tam przyjechało, prawda? 🙂

To wiecie już jak wyglądał nasz trekking. Co zrobić, żeby się tak nie ‘’zajechać’’ jak my? 😀

– możecie podzielić trasę na więcej dni i urządzić sobie trekking po 3-4h dziennie, nie więcej;

– na pewno nie róbcie trasy Low Camp (2995m) à High Camp(3580m)à MBC(4500m)à High Camp w 1 dzień; możecie zatrzymać się w Forest Camp i stamtąd na następny dzień wyruszyć do High Camp, a potem na kolejny dzień udać się na MBC i z powrotem do High Camp (dlaczego nikt nie śpi w pobliżu MBC? Bo nie ma tam miejsc noclegowych, więc nie macie innego wyjścia jak wrócić się do High Camp);

– wracając z High Camp w kierunku Sidhing łatwiejszym i krótszym szlakiem będzie trasa z powrotem przez Low Camp, stamtąd już nakierują Was na Sidhing, a oznaczenia na szlaku na pewno są, bo nie jest to super nowy szlak, tak jak ten, który obraliśmy;

– jeśli nie macie już ochoty wędrować z Sidhing do Lumre, żeby tam wsiąść w jeepa w kierunku Pokhary, możecie wsiąść w jeepa już w Sidhing ( i w ten sposób skrócić sobie trekking o 1 dzień: jak najbardziej 4dni starczą szybszym tempem). Nam jednak trasa do Lumre się podobała, bo idzie się typowo przez wioski 🙂 Jeep z Sidhing to koszt 450NPR/4,5USD/os.

Mała rada: w wielu miejscach noclegowych na szlaku znajdziecie mapki pokazujące Wam trasę oraz podające informacje ile czasu powinien Wam zająć trekking z punktu A do punktu B. Co najlepsze, te dane się nieco różnią w poszczególnych miejscach, a zwłaszcza jeśli chodzi o wysokość nad poziomem morza danego camp’u, w którym jesteście (stąd w poście przybliżone orientacyjne dane wysokościowe; nasza mapa wskazywała jeszcze co innego :P). A oto przykład mapki np. z Forest Camp i Pothany:

Jedno jest pewne: Himalaje i atmosfera na szlaku i w wioskach są niesamowite. Nigdzie w tym kraju nie będzie się Wam tak podobać jak właśnie w górach. Owszem, czas na zwiedzanie świątyń w Kathmandu na pewno też zagospodarujecie, czy też na relaks nad jeziorem Phewa w mieście Pokhara, ale naszym skromnym zdaniem góry to góry, i nie ma nic piękniejszego!

7 Replies to “Jak dotarliśmy na himalajski MBC (4500m npm) i jak to zrobić, żeby się nie zajechać :P”

  1. Dzieki za odpowiedz!
    Mam kolejne pytanko, w jak dobry śpiwór trzeba się zaopatrzyć, jest bardzo zimno nocami w ,,schroniskach” i czy obuwie typowo wysokie trekingowe buty jest konieczne czy coś troszke lżejszego tez da radę?
    Pozdrawiam!

    1. My mielismy spiwor 0-5stopni C i byl wystarczajacy. Najzimniej bylo oczywiscie w High Camp i tam spalam w pelni ubrana w spiworze i jeszcze przykryta kocem. Temperatura najnizej spadla moze w okolicy zera. Co do obuwia mialam najzwyklejsze wygodne adidasy, na pewno typowe buty trekingowe bylyby lepsze, ale te najzwyklejsze nam najzupelniej wystarczyly, wiec mysle,ze dla Was tez beda OK:) Pozdrawiamy!

  2. Świetna relacja!
    Wygląda na to że wkrótce tez będę robił ten hike 🙂 mam zatem troszkę pytan. Czy zezwolenia na wstęp w góry trzeba wyrabiać osobiście, czy na przykład znajomi którzy będą już wczesniej w Pokharze mogli by to zrobić za mnie? Następnie schodząc w dół do Sidhing krotszą drogą ile czasu oszczędzimy, i kolejne czy w godzinach po południowych bardziej nawet wieczornych funkcjonuje jakiś transport miedzy Kathamndu a Pokharą i z powrotem? Pozdrawiam!

    1. Wspaniale, że decydujecie się na ten treking 🙂 wydaje mi się, ze raczej nie ma problemu z wyrobieniem wstępu w góry dla kogos innego (tylko pamiętaj o zdjęciach i danych wspomnianych we wpisie (m.in. paszportowych itd) – ja podeszłam do okienka bez męża i nawet nie patrzyli na niego i go nie sprawdzali. Ciężko mi jest okreslic ile możecie oszczedzić czasu do Sidhing, stawiam, że 1h, ale to czysty strzał.. Niestety transport z Kathmandu autobusem odbywa się tylko w ciągu dnia, też nie chcielismy tracić dnia, ale też nie chcielismy lecieć samolotem ( w Pokharze jest lotnisko), bo wychodziło dużo drożej, więc został autobus. Miłego planowania i wspaniałych przygód 🙂

  3. Zainspirowaliście nas tym, świetnie to opisaliście, myślimy aby zrobić podobny trekking w Marcu.
    Jak jest z elektrycznością? Czy na trasie można gdzieś podładować baterie?

    1. Czesc! Dziękujemy! Tak mozna, ale jesli chcecie skorzystac z eletrycznosci to jest płatna od 3 dolarów w górę. My nie mielismy takiej potrzeby, wzielismy ze sobą powerbanki 🙂 Pozdrawiamy serdecznie i wspaniałyh wrażeń życzymy!

Skomentuj Kaśka&Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *